Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? – rozmowa z Anną Kowalczyk

Anna Kowalczyk – boska matka. Od wielu lat dziennikarka, od niewielu blogerka. Blogując pokazuje, że feminizm to nie fanaberia singielek tylko logiczna potrzeba kobiet w ogóle. Anna poza tym mimowolnie (choć twierdzi, że nawet intencjonalnie)  promuje zrównoważony i zdrowy styl życia, bo uprawia… ogródek działkowy. Dziś będzie zatem o zdrowych roślinach, naturze za oknem, owocach z krzaka, mikro(b)szczęściu i oczywiście o nas – kobietach. Wszystko przyprawione solidną porcją wiedzy dla przyszłych działkowiczów.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk

Zdecydowałam się zaproponować Annie wywiad z dwóch powodów. Po pierwsze boska matka nie potrzebuje wiele słów, aby wyrazić dużo wartościowej treści. To w części nasza cecha wspólna, bo ja nie używam wielu składników, żeby zrobić coś do jedzenia (ze słowami u mnie gorzej).

Po drugie, moda na działki wraca do łask. Dlaczego warto mieć swoją działkę i własne owoce oraz warzywa? Jak się za to zabrać? O tym właśnie rozmawiałyśmy.

I uwaga: jeszcze dziś (do godziny 00:40, 20.01) można wylicytować kurs indywidualny „Wprowadzenie do działkingu” prowadzony przez boską matkę, a tym samym wesprzeć Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy.

***

Ostatnio polubiłam nawet pielenie, bo to trochę syzyfowa praca, a trochę jednak medytacja. (…) I teraz mam płynnie przejść do feminizmu? Hmm… To chyba dobrym łącznikiem będzie motyw syzyfowej pracy.

Działkowiec? Pani działkowiec? Działkarka?

Działkowiczka :)

Feministka, dziennikarka, opiniotwórcza blogerka, felietonistka w polki.pl, działkowiczka z dyplomem studiów humanistycznych i… MBA. Piszesz tak: „Dziś dużo bardziej podnieca mnie grzebanie w ziemi, przycinanie, przesadzanie i podlewanie”. Grunt, że pielić chociaż nie lubisz, bo poleciałabym do tej Warszawy zmierzyć Ci temperaturę. Teraz wyjaśnij wszystkim proszę, jaki powinien być współczesny feminizm, bo mam poczucie, że Ty to potrafisz zrobić najlepiej.

Ostatnio polubiłam nawet pielenie, bo to trochę syzyfowa praca, a trochę jednak medytacja. Dopóki się nad tym zastanawiasz, to cię wpienia – że tyle wysiłku, krew w piach, zupełnie bez sensu – a jak przestajesz się zastanawiać, to z przyjemnością odkrywasz, że to kojąca, wyciszająca mechaniczna czynność, przy której można się zatopić we własnych myślach, albo nie myśleć zupełnie o niczym.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk działka ogródek działkowy

I teraz mam płynnie przejść do feminizmu? Hmm… To chyba dobrym łącznikiem będzie motyw syzyfowej pracy (śmiech). A tak serio, to dla mnie samej feminizm jest stosunkowo nowym olśnieniem, bo jak wiele Polek przez wiele lat tkwiłam w „mylnym błędzie”, że to jest hipsterska ideologia wielkomiejskich singielek, które tak naprawdę to po prostu chciałyby być facetami. A ja nie byłam ani wielkomiejska, nigdy za długo nie byłam singielką, a do tego bardzo lubię swoją kobiecość.

Byłam też durna i nie miałam pojęcia, o co naprawdę w feminizmie chodzi. Zaczęło mnie to bardziej interesować, kiedy pracowałam jako reporterka w redakcji ekonomiczno-politycznej i regularnie relacjonowałam, jak dyskryminacja przejawia się na rynku pracy, w nierównościach płacowych i dostępności awansu zawodowego oraz jak instrumentalnie traktuje się w polityce nie tylko same kobiety, ale też kwestie społeczne szczególnie kobietom drogie (politykę rodzinną, edukację, etc.).

Kolejnym feministycznym olśnieniem było dla mnie moje macierzyństwo i odkrycie, że współcześnie, to nie płeć per se, ale właśnie macierzyństwo jest tą właśnie zmienną, która determinuje opcje życiowe dostępne mężczyznom i kobietom. Współcześnie kobiety, z grubsza rzecz biorąc, mogą żyć i rozwijać się dość swobodnie, studiować, pracować, wyjeżdżać, gdzie im się podoba, mieć pasje i upodobania, ambicje i aspiracje nie mniejsze niż mężczyźni. I z sukcesami je realizować. Oczywiście mowa tu o naszym kręgu kulturowym, nazwijmy go roboczo „cywilizacją Zachodu” i to raczej co najmniej średnio zamożnych jej przedstawicielkach, bo status materialny jest dla tych możliwości kluczowy.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk działka wózek dziecięcy z warzywami i owocami

No więc dopóki kobiety mogą stawać w szranki z mężczyznami na męskich zasadach, może się wydawać, że mamy równość i postulaty starych ciotek feminizmu zostały spełnione. Kobiety mogą mieć to, co mężczyźni – wymarzoną szkołę, studia i zawód, sukces, pieniądze, a nawet jako-taką swobodę obyczajową. Kłopot polega na tym, że do tego po prostu muszą BYĆ jak mężczyźni, a to się zwykle bezpowrotnie kończy wraz z zajściem w ciążę. Fantastycznie opowiadał o tym w rozmowie ze mną prof. Andrew Moravcsik.

Feminizm, który mnie interesuje i którego, uważam, potrzebują zarówno kobiety, jak i mężczyźni, postuluje takie urządzenie świata, w którym ani kobiecość (ani też męskość) nie jest balastem wiecznie zmuszającym do wyrzeczeń albo ściśle określonych wyborów i zachowań. I wcale nie chodzi o to, żeby płeć nagle stała się przezroczysta. Raczej o to, by całe przebogate spektrum życiowych możliwości na osi rodzina-praca, było tak samo dostępne kobietom, jak mężczyznom. I niech już każdy wybiera po swojemu.

Zresztą wydaje mi się, że w większości mieszczuchów tli się tęsknota za naturą i to właśnie dlatego hołubimy te nasze bazylie na parapetach, pomidorki koktajlowe na balkonach i kupujemy w ikei puszki z ziołami do samodzielnej hodowli. (…) Ta tęsknota jakoś się nasila, gdy rodzą Ci się własne dzieci.

Mieszkasz nieopodal lasu i to podobno takiego prawdziwego. Z rozrzewnieniem wspominasz działkę swojej mamy. Sama z uporem maniaka korzystasz z dobroci własnego ogródka, a o swoich ogórkach piszesz „dzieciątka moje kochane”. Matka działkowiczka w mieście. Skąd ten ciąg do natury? Coś nieuświadomionego czy masz na to jakieś wyjaśnienie?

Działkę mamy wspominam raczej z mieszanymi uczuciami, bo jako dziecko nie miałam krzty zrozumienia dla pasji ogrodniczej mojej mamy. To, co mnie najbardziej w niej pociągało, to możliwość pomalowania płotu prawdziwą farbą, albo w ostateczności (sic!), jedzenie truskawek wprost z krzaka. Cała reszta wydawała mi się nieskończenie nudna i niezrozumiała, podobnie jak bezpardonowe rugowanie przez mamę z naszej diety słodkich napojów i sklepowych słodyczy, na rzecz domowych soków i wypieków. Jako dziecko śniłam o koli w naszej lodówce, a naszego tatę najbardziej kochałam, gdy przemycał do domu takie koszmarnie słodkie żelki-malinki w cukrowej posypce.

Przy czym, to nie był terror zdrowej diety w wydaniu, jakie dziś znamy, bo oczywiście jadałyśmy z siostrą też to, co wszyscy, ale jednak kult jedzenia „własnego, niepryskanego i bez konserwantów” przeniknął mi do krwi bardziej, niż się tego spodziewałam. I we mnie ożył, kiedy wyprowadziłam się do Warszawy na studia, odkrywając, że truskawki ze sklepu nie pachną, a pomidor z marketu smakuje tak samo jak ogórek z marketu, czyli niczym. I że moje koleżanki mdleją z wrażenia na widok sernika z poziomkami, który w środku zimy przychodzi do mnie w paczce z domu. Wracałam więc do mamy najeść się na zapas i zapakować w słoiki, co tylko się dało. A potem, już z mężem, kupiliśmy mieszkanie przy Lesie Bródnowskim, ze skrawkiem ogródka. Wtedy przepadłam.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk ogródek działkowy dziecko na działce

Sprawdziłam, kiedy się urodziłaś. I tym bardziej zdziwienie mnie nie opuszcza, bo szczerze to nie znam żadnego zapalonego działkowca z Twojego rocznika. Ty, opisując swoje pierwsze kroki ku zostaniu działkowiczką, wspominałaś, że większość osób, z którymi się zetknęłaś było „w wieku wiadomym”. Dlaczego nasze pokolenie nie ma ochoty na tego typu prace ręczne ku pożytkowi ciała i ducha?

Ja poznaję coraz więcej osób z naszego pokolenia, które właśnie odkrywa w sobie tę pasję.  Nasi serdeczni przyjaciele wkrótce po nas też zostali działkowcami i też w Warszawie, a teraz wymieniamy się sadzonkami i plonami. Oczywiście nadal większość moich sąsiadek i sąsiadów z RODów (Rodzinne Ogrody Działkowe) to towarzystwo w wieku 75+, ale spotykam w naszym RODosie coraz więcej młodych ludzi, przeważnie z małymi dziećmi.

Zresztą wydaje mi się, że w większości mieszczuchów tli się tęsknota za naturą i to właśnie dlatego hołubimy te nasze bazylie na parapetach, pomidorki koktajlowe na balkonach i kupujemy w ikei puszki z ziołami do samodzielnej hodowli, choć przecież można kupić przyprawę kamisa albo doniczkę z Baziółek. Ta tęsknota jakoś się nasila, gdy rodzą Ci się własne dzieci. Zwłaszcza, gdy masz wspomnienie np. wakacji na wsi u dziadków, rwania czereśni w ich sadzie, szabrowania jabłek od sąsiada, czy zupy szczawiowej z jajkiem.

Myślę, że jak dobrze pogrzebiesz, to prawie każdy ma takie wspomnienia (bo w końcu wszyscy niemal jesteśmy ze wsi max dwa-trzy pokolenia wstecz). Więc wielu by chciało, ale większości się nie chce. Bo to jednak trochę zachodu uprawiać działkę, albo choćby nie zabiedzić tych pomidorków na balkonie. Choć moim zdaniem znacznie mniej niż sobie wszyscy wyobrażają.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk dziacko na działce jabłka

Twoja mama jest również zapaloną działkowiczką. Pisałaś, że w mieście robiła „karierę”. Czym zajmowała się Twoja mama i czy przez wszystkie lata pracy łączyła ją z uprawianiem ogródka? Widziałam zdjęcia jej ogrodu, które wrzuciłaś na bloga. Sześć arów robi wrażenie i śmiem sugerować, że Twoja mama jest taką samą kosmitką jak moja teściowa w tej materii.

Moja mama przez całe życie była nauczycielką, w tym przez 12 lat dyrektorem szkoły. I pamiętam świetnie jak w tych wszystkich swoich garsonkach i botkach zasuwała po pracy na działkę, przebierała się w gumowce i rozrzucała kompost. Pani dyrektor. Tylko wtedy wiecznie była w niedoczasie, w pędzie, ale też wtedy pomagał jej mój nieżyjący już tato. Dziś ma znacznie więcej wolnego czasu, a właściwie nie ma go wcale, bo przez okrągły rok albo sieje, sadzi, plewi i zbiera, albo to wszystko dryluje, obiera, sieka, podsmaża, wyciska, mrozi i pasteryzuje.

Bo na działce jest co robić do późnej jesieni, do pierwszych przymrozków, a dla niej sezon zaczyna się dobry miesiąc wcześniej niż się zrobi naprawdę ciepło, bo sama przygotowuje sadzonki. Mniej więcej od połowy marca wszystkie wolne przestrzenie w moim rodzinnym domu są zastawione kubkami po jogurtach i śmietanach, w których kiełkują nasiona. Wszystkie parapety i stoły są wykorzystane do ostatniego centymetra, więc jak chcesz zjeść przy stole kanapkę, to musisz przeprosić jakiegoś przyszłego pomidora. Od paru lat mama stosuje innowacyjny system „wiszących parapetów”, czyli podwieszanych na sznurkach półek, które sprawiają, że możesz „postawić na oknie”, w świetle, ze 2-3 razy więcej sadzonek. Moja mama jest genialna i trochę szalona.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk sadzonki

Pokazując w sieci ogródek swojej mamy porównałaś ją do Maradony sprzed nie-chlubnych czasów, a siebie do takiego Krystiana, grającego w Iskrze Stolec. Awansowałaś już?

Gdy przyjeżdża mama nadal grzeję ławę i podaję piłki, tzn. wykonuję jakieś poślednie prace porządkowe podczas, gdy geniusz tworzy strategię i ją bezbłędnie realizuje. A tak serio to może awansowałam z ligę do góry, bo już mnie nie stresuje, że zamiast chwastów powyrywam to, co sama zasiałam, bo naprawdę na początku wszystko wygląda tak samo.

Powoli też uczę się jakiegoś planowania, sekwencji siewów i zbiorów, które rośliny lubią być blisko siebie,  którym trzeba co i kiedy przyciąć. Układa mi się w głowie, że jak się zagapię z wykopaniem czosnku, to będę mieć piękne kwiaty na bukiet, ale mizerne główki, że ziemniaki mi się nie udają w tej ziemi, ale za to truskawki bardzo. I uczę się tego głównie na własnych błędach, z sezonu na sezon. Nie mam jakoś serca do książek i czasopism ogrodniczych, nudzą mnie i nie ufam im tak, jak mamie. Choć nawet mama czasem się myli.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk działka pomidory

Jak wygląda aktualnie Twoja sytuacja? Jesteś młodą mamą, prowadzisz bloga. Pojawiasz się mediach i angażujesz się w różne akcje i projekty. Niech wspomnę chociażby Twój wywiad z politologiem z Uniwersytetu Princeton, prof. Andrew Moravcsikiem na temat zaangażowanego ojcostwa czy Twoje spotkanie z Woodstockowiczami. Jak to wszystko łączysz z obowiązkami rodzicielskimi, kuchnią, działkingiem? Jak łączy to Twój mąż, który pracuje zawodowo? Z pewnością nie narzekacie na nudę.

Mamy przyjemne, udane i chyba całkiem ciekawe życie. Uzupełniamy się z Krzysiem chyba całkiem nieźle, jesteśmy podzieleni obowiązkami „sprawiedliwie, choć niekoniecznie po równo”, bo mąż ma pracę zupełnie nieelastyczną, a ja pracuję jako wolna strzelczyni (proszę się nie śmiać, taka jest żeńska forma od strzelca ;).

Często razem robimy zakupy, choć ja ostatnio częściej. Krzyś częściej za to gotuje i na dodatek znacznie lepiej niż ja. Na działce ja się więcej dłubie w chwastach, mąż hatra gałęzie i usilnie stara się założyć nam trawnik, choć na tym naszym kurzu to naprawdę niełatwe. Oboje kątem oka zerkamy, żeby syn nie wpadł do wanny na deszczówkę albo nie napił się błoto-zupy. I jakoś to idzie.

Na żadne z tych obowiązków nie poświęcamy nieprzytomnych godzin, bo nie musimy i nie lubimy się spinać. Działka to nasze hobby, nie główne źródło produktów żywnościowych, zresztą musielibyśmy mieć ze trzy takie, żeby zaspokoić domowy popyt na same pomidory. Jak nie mamy za wiele w lodówce, to sobie coś zamawiamy, albo zaglądamy do zamrażarki, albo pilnie musimy coś kupić w ikei (śmiech).

Moglibyśmy na działce robić znacznie mniej, kosić sobie nasz rachityczny trawniczek, zostawić tylko jabłonie, maliny i jeżyny, które są prawie bezobsługowe przez większość roku i bujać się w hamaku. Moglibyśmy też, tak jak moja mama wykorzystać każdy skrawek ziemi uprawnej, żeby mieć wszystko własne, z jagodami goji włącznie (true story). Ale jakoś tak nam dobrze.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk pomidor z własnej działki

Na moim blogu przepisy komentują przede wszystkim kobiety. Co jakiś czas trafi się jakiś męski komentarz, ale często brzmi on: „Kto mi coś takiego zrobi?”. Oczywiście jest sporo panów aktywnych w kuchni. Jednak jest dalej cała rzesza mężczyzn ubezwłasnowolnionych kuchennie. Nie robią nic, ale też często nie mają dostępu do kuchni. Co z tym zrobić? Oczywiście nie mam na myśli kuchni profesjonalnej, ale zwykły, polski dom.

Pojęcia nie mam, ale strzelam, że przydaje się poznawanie nowych smaków albo przypominanie tych kiedyś kochanych, a dawno zapomnianych. Pobudzanie kulinarnej ciekawości i nostalgii. Bo jak odkryjesz, że można smaczniej, ciekawiej albo po prostu inaczej niż „zawsze gotuje moja stara”, to masz chęć na kolejne odkrycia, a w końcu własne eksperymenty, bo wyżeranie z gara sąsiadkom jest z deka podejrzane. Albo jak Cię najdzie na „takie jak robiła mamusia”, ale „twoja stara to tak nie umie”, to w końcu wstaniesz od pilota i pójdziesz to zrobić jak należy. A jeszcze jak innym będzie smakowało i pochwalą, to jesteś królem życia oraz Pascalem Brodnickim. Kto się oprze?

W mieście takim, jak Warszawa, powietrze ani gleba raczej nie sprzyjają uprawom ekologicznym, choć lubimy myśleć, że to co nam wyrośnie jest jakoś tam zdrowsze niż to ze sklepu, bo niepryskane, niepędzone. Ale chyba wolę nie wiedzieć, czy naprawdę jest.

To teraz pochwal się, z których roślin swojej produkcji jesteś najbardziej zadowolona i dumna? Co najczęściej z nich robicie? Czy wekujecie? Mrozicie? Czy też Mikrob zjada wszystko prosto z ogrodu zgodnie z modną ostatnio dietą surową?

Naszym oczkiem w głowie są pomidory. Przy nich inne owoce i warzywa muszą się czuć jak siódme dziecko stróża. Pomidory mają na działce pool position i specjalne traktowanie, mają foliowy tunel, nawóz z kiszonych tygodniami pokrzyw, przeciwgrzybowy oprysk ze skrzypu polnego gotowanego samodzielnie w garze i mizianie piórkiem każdego kwiatka, żeby się zapyliły. I tylko dla nich jesteśmy gotowi pojechać w nocy o północy tylko po to, żeby je podlać. Ale są kapryśne i ciągle się ich uczymy. W ubiegłym roku obrodziły jak szalone, w tym chorowały i były pasmem rozczarowań.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk pomidory z własnego ogródka

Lubimy strączkowe – bób, fasolkę szparagową – bo zawsze nam smakowały i niezawodnie się udają, podobnie jak cukinie i ogórki gruntowe. Z myślą o Mikrobie dosadzamy co roku kolejną grządkę truskawek i kolejne krzaki malin, bo powiedzieć, że je ubóstwia, to nic nie powiedzieć. Nie ma takiej ilości, której nasze dziecko nie wchłonie najlepiej prosto z krzaka. Z tymi truskawkami to zresztą ciekawa historia, bo jako dziecko za Chiny nie pojmowałam, jak moja mama może je zbierać co do jednej, przynosić nam całe garście, a sama nawet nie spróbować. Teraz robię dokładnie to samo.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk dziecko jedząće maliny z ogródka

Jakie widzisz plusy uprawiania ogródka działkowego?

To doskonałe miejsce, żeby tracić czas i pieniądze, ale pewnie nie gorsze i nie lepsze od innych takich miejsc. Moja mama lubi powtarzać rzekomo chińskie przysłowie, że jak się chce żyć długo i szczęśliwie, to należy uprawiać ogród. Bo ja wiem? W mieście takim, jak Warszawa, powietrze ani gleba raczej nie sprzyjają uprawom ekologicznym, choć lubimy myśleć, że to co nam wyrośnie jest jakoś tam zdrowsze niż to ze sklepu, bo niepryskane, niepędzone. Ale chyba wolę nie wiedzieć, czy naprawdę jest.

Na pewno (jak już się uda) jest smaczniejsze i mamy z tego kupę frajdy. Z patrzenia jak rośnie, a potem z jedzenia tego, co wyrosło. Mamy też spory kawałek placu, żeby z naszymi licznymi przyjaciółmi rozłożyć koce i staropolskiego grilla. Adaś ma gdzie gotować błoto-zupę dla 20 osób, podglądać żaby, motyle i trzmiele, i to nie z okazji niedzielnej wycieczki do parku, tylko u siebie na kwadracie. Mamy radość i kolejny malutki powód do dumy.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk dziecko bawi się na działce

Co należy zrobić, aby wejść w posiadanie działki? Choćby z perspektywy Twojej- warszawskiej. Dokąd się udać? Ile to wszystko trwa? Czy to temat dostępny dla każdego w dzisiejszych czasach?

Trzeba zlokalizować pobliski ROD i zapytać w administracji, czy są wolne działki albo działki do „odkupienia” (cudzysłów nie ironiczny, tylko znaczący, bo działki w takim ogrodzie nie kupuje się na własność, tylko odkupuje od dotychczasowego użytkownika prawo do użytkowania).

Można przejść się po takim ogrodzie i rozejrzeć, czy na płocie nie wisi kartka SPRZEDAM (co do zasady każdy może tam spacerować wchodząc przez główną bramę, więc niech was nie zrażają boczne furtki zamykane na klucz). Cena zależy od wielkości ogródka i tego, co na działce zastaniemy (domek/drzewa/krzewy/sprzęty), ale w Warszawie (gdzie popyt jest spory) z tego co wiem, można „odkupić” działkę za średnio 10-20 tys. zł. W mniejszych miejscowościach czasem wystarczy tylko opłacić zaległe składki, bo działka i tak leży odłogiem.

Podpisuje się umowę z dotychczasowym właścicielem (u notariusza, ale na szczęście nie w formie aktu notarialnego) i z administracją ogrodu (tu trzeba uiścić opłatę administracyjną, zwykle kilkaset złotych, czasem ponad tysiąc, ale niewiele ponad). Nie trwa to długo, chyba że ktoś zgubi papiery. Przyjęcie w poczet działkowców odbywa się uchwałą zarządu ROD, a ten się zbiera zwykle jakoś raz w miesiącu. I tyle.

Potem roczne opłaty za użytkowanie i media nie przekraczają łącznie kilkuset złotych. A wiec za darmo to nie jest, ale to nie jest opcja tylko dla krezusów. Oczywiście, jak się człowiek postara, to można przechulać nadzwyczajne pieniądze na wyposażenie takiej działki, na rośliny, nawozy, huśtawki, oczka wodne, altany, krasnale i wędzarnie. A naprawdę nie trzeba.

Jak zostać działkowcem i po co nam feminizm? rozmowa z Anną Kowalczyk jarmuż z własnego ogródka

Dziękuję za rozmowę. A Was bardzo zachęcam nie tylko do działkingu (wiosna już niedługo), ale również do odwiedzania boskiej matki, bo pisze ciekawie, dobrze, a przede wszystkim często inaczej niż wszyscy. I (jak mi dziś zdradziła) niebawem odpala dużą rzecz! Już jestem ciekawa. :-)

Zdjęcia: archiwum własne Anny Kowalczyk
Aga Kopczyńska

Aga Kopczyńska

Jestem dietetyczką i szkoleniowczynią. Zajmuję się propagowaniem zdrowych nawyków. Znajdziesz tu inspiracje zdrowotne, kulinarne i nie tylko.

Zasubskrybuj kanał YouTube AgaMaSmaka

Wolisz oglądać zamiast czytać?

Zasubskrybuj kanał YouTube

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *