Komu (nie) wierzyć w Internecie?

Internet pełen jest żywieniowych guru, którzy wiedzą najlepiej jak żyć i jeść. Blogi prześcigają się w sprzedawaniu jedynie słusznych rozwiązań dietetycznych. Dietetycy również reprezentują czasami różne podejścia. Są też kanały na YouTube czy strony, które sugerują nam wielkie kłamstwa medyczne i kwestionują tzw. wiedzę oficjalną. Komu zaufać? Jak zrobić wstępną selekcję i wybrać słuszne (a przede wszystkim bezpieczne dla zdrowia) koncepcje?

Komu (nie) wierzyć w Internecie weryfikacja źródeł wiedzy o żywieniu i zdrowiu

Przede wszystkim muszę zaznaczyć już na początku, że jadę na tym samym wózku co Ty. Mimo, że zajmuje się edukacją żywieniową to też muszę niejednokrotnie odsiać ziarno od plew. Też korzystam z porad specjalistów w dziedzinie szeroko pojętego zdrowia i też czasem klnę po kątach na to, jak działa NFZ i że zdarza mi się spotykać specjalistów, którzy nie potrafią stanąć na wysokości zadania. Spotykam jednak również takich, którzy może nie wiedzą wszystkiego (bo nie są bogami), ale starają się bezpiecznie pomóc pacjentowi czy klientowi. „Bezpiecznie” to słowo klucz. Często ludzie zapominają o bezpieczeństwie i serwują sobie terapie, które niestety niosą ze sobą duże (a nieuświadomione) ryzyko.

Kilka lat temu, kiedy zaczęły się nasze problemy zdrowotne, wiedziałam dużo mniej niż teraz. Uczyłam się pilnie, doznawałam „olśnień” i momentami miałam poczucie, że dochodzę do sedna, choć specjaliści czasem mi w tym nie pomagali. Teraz, im więcej wiem, tym bardziej mam poczucie, że… nie wiem nic. I dalej borykam się z tymi samymi problemami.

Posiłkuję się wiedzą ekspertów, publikacjami naukowymi, ale wciąż spotykam ludzi, którzy tak, jak ja kiedyś, błądzą i motają się między tym, co napisała w Internecie osoba X, a tym co napisała lub powiedziała osoba Y. Często argumentem przemawiającym za wiarą w czyjeś słowa jest swojskie „a mi pomogło” lub co gorsza „a to pomogło osobie X na forum Y”.

Warto kwestionować pewne typy informacji, zanim pójdziemy w ich imię na barykady, bądź zaserwujemy sobie terapie, które w dłuższej perspektywie nam zaszkodzą. Jest kilka rodzajów komunikatów czy wypowiedzi, przy których zapala mi się czerwona lampka. Jeśli przeanalizujesz te punkty, to jestem pewna, że od razu przyjdą Ci na myśl jakieś treści, na które niedawno (choćby przypadkiem) zdarzyło Ci się trafić w Internecie.

Co więc powinno Cię zaniepokoić?

1. skrajności

Każda skrajność, każdy bardzo kategoryczny sąd powinny wzbudzić Twoją podejrzliwość. Dlaczego? A no dlatego, że w materii zdrowia i żywienia jest jeszcze wiele mechanizmów, które wymagają dalszych badań i dociekań. Ich interpretacja to druga kwestia: większość ludzi nie ma nawet pojęcia, jak weryfikować badania naukowe i wybierać te, które faktycznie były przeprowadzone z dbałością o szczegóły, a które są mocno naciągane. A kwestia trzecia to kontekst czyli w skrócie dana osoba i jej problem medyczny czy dietetyczny.

Zastosowanie się do jakiegoś skrajnego poglądu i wdrożenie go np. w swojej diecie może mieć różne skutki. U jednej osoby dana koncepcja zadziała dobrze lub neutralnie (chociażby krótkoterminowo), u innej może skończyć się to poważnymi problemami zdrowotnymi.

Przykłady skrajności? Proszę bardzo:

  • kasza jaglana jako cudowny produkt na śniadanie, obiad i kolację, a także na „odkwaszanie”, alergie, infekcje,
  • węglowodanowe produkty zbożowe tuczą oraz podnoszą poziom cukru we krwi i najlepiej je wyeliminować,
  • kawa zabija.

weryfikacja źródeł wiedzy o żywieniu czy kawa jest zdrowa

Czy te skrajności powinno się brać na poważnie? Oczywiście, że nie. Kasza jaglana może być wartościowym składnikiem naszej diety (przeczytaj: czy kasza jaglana jest zdrowa), ale na miłość boską: nie 3 x dziennie!

Czy od węglowodanów się tyje? Oczywiście! Jeśli spożywasz je w nadmiarze, ale ta sama sytuacja będzie miała miejsce w przypadku nadmiaru produktów białkowych i tłuszczowych.

Czy kawa to cichy zabójca? Myśl, co chcesz, ale najpierw przeczytaj: czy kawa jest zdrowa. Oczywiście, że są osoby, które powinny jej unikać. Jednak czy to powód do wzniecania histerii?

Przykłady takich kategorycznych sądów można mnożyć i mnożyć, ale nie o to chodzi. Idzie o to, żebyś wyrobił(a) w sobie nawyk kwestionowania. Im bardziej skrajne podejście tym bardziej warto się zastanowić, czy i jakie ma podstawy. Pamiętaj: to dawka czyni truciznę. Nawet wodę można przedawkować.

2. obietnice

Nie wierzę nikomu, kto nie znając mnie, mojego stanu zdrowia, mojego sposobu żywienia z dokładnością do każdego posiłku, mówi mi jak żyć i obiecuje efekty zdrowotne, jeśli tylko… przejdę na dietę X lub zmienię swój sposób odżywiania na czyjąś modłę.

Oczywiście zastosowanie się do kilku uniwersalnych zasad zdrowego odżywiania i konsekwencja mogą dużo zdziałać, ale już obiecywanie komuś, że skończą się jego wszelkie problemy zdrowotne wraz z przejściem na dany styl odżywiania jest dużym nadużyciem.

Przykłady? Proszę bardzo. Jest taki pan w internecie obiecujący Ci, że z pomocą jego teorii i produktów pozbędziesz się kilku poważnych chorób. Jest inny pan, który twierdzi, że picie codziennie rano pewnego napoju sprawi, że skończą się Twoje bóle stawów. Jest jeszcze pani, która zaleca przejście na dietę surową i obiecuje, że Twoje zdrowie się poprawi. Co łączy tych państwa? Przejdziemy do tego zaraz w akapicie o kompetencjach.

weryfikacja źródeł wiedzy o zdrowiu

3. generalizacje

Tu chyba nie muszę podawać zbyt wiele przykładów, ale podam, bo lubię:

  • Wszyscy powinni odstawić gluten.
  • Wszyscy powinni przejść na weganizm.

Gluten szkodzi tym…, którym szkodzi (przeczytaj książkę książkę dr Alessio Fasano).

Mimo, że sama jestem weganką i wierzę w potencjał terapeutyczny diety roślinnej opartej o nieprzetworzone produkty roślinne to wiem też, że dieta wegańska nie zawsze jest łatwa do prowadzenia, a i mogą pojawić się przeciwwskazania do jej stosowania. Poza tym weganizm weganizmowi nierówny. Można być zarówno na zdrowej jak i niezdrowej diecie wegańskiej, obfitującej w gotowce pełne cukru i tłuszczów trans.

Generalizowanie, nawet w myśl szczytnej idei, też może być szkodliwe.

Komu (nie) wierzyć w Internecie czy weganizm jest zdrowy

4. wywoływanie strachu i poczucia zagrożenia

Uważam, że jeśli ktoś posługuje się wzniecaniem strachu, niepokoju, poczucia zagrożenia to brakuje mu zwykle lepszych argumentów i jego działanie wymierzone jest na konkretny efekt. Jeśli dodatkowo ktoś dzieli społeczeństwo na dwie grupy:

  1. my – uciemiężeni i oszukiwani (pacjenci, klienci),
  2. oni – spiskujący medycy, koncerny farmaceutyczne, instytucje współpracujące z tymi drugimi,

… to mamy już na talerzu gotowy przykład manipulacji, za którą niestety w większości przypadków, które znam nie idzie zbyt wiele merytoryki. Oczywiście ci wywołujący strach wieszcze powołują się na:

  • osoby ze świata medycyny,
  • badania.

Problem leży jednak w tym, że weryfikacja źródeł pokazuje, że często mowa jest o badaniach kiepskiej jakości (bądź nawet nieopublikowanych w żadnym szanującym się źródle) i osobowościach, które zostały pozbawione prawa do wykonywania zawodu za nieetycznie i nienaukowe działania.

5. kompetencje nadawcy komunikatu

Temat zdrowia i żywienia jest tak szeroki i wieloaspektowy, że jeśli ktoś pisze, że coś wie z całą pewnością to zwykle uznaję to za przejaw (lub przynajmniej zwiastun) jego niewiedzy. Szanujący się naukowiec czy specjalista będzie raczej podkreślał, jakie są naukowe dowody, przesłanki czy potencjalne niebezpieczeństwa lub szanse. 

Jeśli ktoś przekazuje Ci więc jakieś rewolucyjne treści to sprawdź jego kwalifikacje. Oczywiście nie chodzi o to, że ukończenie studiów jest gwarantem wysokiego poziomu. Niestety nie zawsze. Niemniej jest to taki pierwszy krok.

Trafiłam kiedyś na filmik w Internecie. Była to wypowiedź osoby, która ukończyła studia na kierunku dietetyka. W filmie powiedziała, że nie interesują jej wyniki badań tylko praktyka własna. I tu moje pytanie retoryczne: dlaczego kodeks etyki lekarskiej nie obowiązuje dietetyków?

Lekarzowi nie wolno posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe, bezwartościowe lub nie zweryfikowanymi naukowo. Nie wolno mu także współdziałać z osobami zajmującymi się leczeniem, a nie posiadającymi do tego uprawnień.

(Art. 57. Kodeks etyki lekarskiej)

Ma to sens. Głównie dlatego, że weryfikacja naukowa pozwala nam w wielu przypadkach uniknąć niebezpieczeństw czy skutków ubocznych danych terapii.

Sprawdzaj więc kompetencje osób, których słuchasz, ale i weryfikuj, czy działają zgodnie z etyką zawodową.

Komu (nie) wierzyć w Internecie weryfikacja źródeł wiedzy o żywieniu i zdrowiu suplementy

Co miało ze sobą wspólnego dwóch panów i pani, o których pisałam w akapicie o obietnicach? Prowadzą sklepy internetowe i sprzedają swoje towary (urządzenia, suplementy, publikacje). Czy uważam, że sprzedawanie to grzech? Absolutnie nie. Jeśli jednak ktoś nie ma kwalifikacji do poradnictwa medycznego ani dietetycznego, a doradza ludziom w materii suplementacji i stosowania najróżniejszych specyfików w chorobie to jest to dla mnie po prostu nadużycie. Tym bardziej jeśli doradza się stosowanie postępowania NIEudowodnionego w badaniach.

Podsumowanie

Zdarzyło Ci się usłyszeć kontrowersyjną informację na temat zdrowia czy żywienia, która wywraca cały Twój świat do góry nogami? A może teza, która do Ciebie dotarła stoi w opozycji do oficjalnie obowiązujących zaleceń szanowanych organizacji krajowych i zagranicznych? Zatrzymaj się. Weź wdech i zanim zaufasz komuś na słowo, że dotarł do badań czy opinii eksperckich to dokładnie sprawdź je samodzielnie.

Zastanów się, kto jest nadawcą komunikatu i czy ma kompetencje, aby doradzać Ci w tematach, których się podejmuje. Czy obiecuje Ci coś, nie znając Twojej sytuacji zdrowotnej, Twoich wyników i diagnozy? Czy w ogóle doradza przez Internet? Czy dana osoba posługuje się generalizacją i kategorycznie stwierdza, że gluten, nabiał, kawa czy cokolwiek innego zabija?

Jeśli na któreś z tych pytań możesz odpowiedzieć TAK to koniecznie się zastanów, czy aby nie jesteś potencjalnym klientem sklepu z suplementami czy urządzeniami, które mają Ci zapewnić zdrowie w wyjątkowo prosty sposób. Na pewno dużo prostszy niż codzienna dbałość o swoje zdrowie i postępowanie według zaleceń specjalistów działających zgodnie z zasadami etyki.

 

Aga Kopczyńska

Aga Kopczyńska

Jestem dietetyczką i szkoleniowczynią. Zajmuję się propagowaniem zdrowych nawyków. Znajdziesz tu inspiracje zdrowotne, kulinarne i nie tylko.

Zasubskrybuj kanał YouTube AgaMaSmaka

Wolisz oglądać zamiast czytać?

Zasubskrybuj kanał YouTube

6 odpowiedzi na “Komu (nie) wierzyć w Internecie?”

Cześć! Czytałam z ciekawością i czułam się trochę jak detektyw, bo chyba wiem o jakich autorach piszesz i jest coś prawdy w tym co zauważyłaś w ich sposobie działania. Jednak, czy to powoduje by ich nie czytać? Nie spróbować tego o czym mówią? I tak największy efekty naszych działań składa się z tego, w co wierzyliśmy realizując je. Myślę, że w tym wszystkim człowiek na start powinien dotrzeć do umiejętności słuchania własnego ciała. I jeżeli już ma mieć otwartą głowę, ze świadomością, że ostatecznie, to nic nie wie, to wartościową opinię o jakiejś teorii będzie w stanie wydać, po zapoznaniu się z nią. Czy świat naukowy powinien być wyznacznikiem wszelkiej 'poprawności’? Tu bym polemizowała. Zawszę lubię znać dwie strony medalu, mieć spektrum ewentualności do wyboru.Bo wtedy życie jest piękne :-) Pozdrawiam!

Tak. Dla mnie powodem, dla którego czegoś/kogoś nie czytam jest dopuszczanie się tego, co opisałam w tekście: np. manipulacja, straszenie, kwestionowanie nauki jako takiej nie dając w zamian nic. Lekarz może ponieść konsekwencje swoich działań. Właściciel sklepu internetowego nie. On nie bierze odpowiedzialności za zdrowie i efekty zdrowotne zalecanych terapii. I nawet zaznacza to wprost. Mam spróbować czegoś, bo ktoś napisał coś w Internecie? To jest doprawdy straszne, że dajemy obcym ludziom, bez wiedzy o nas, decydować o naszym zdrowiu i życiu.

„I tak największy efekty naszych działań składa się z tego, w co wierzyliśmy realizując je” – Moc pozytywnego myślenia i wiary w cuda to nie moja domena. Piszę o zdrowiu ;)

A jeśli mamy słuchać swojego ciała to odpowiem przekornie, że mam klientów, którym ciało podpowiada, żeby zjeść wieczorem całą tabliczkę czekolady. :)

I uważam, że otwarta głowa nic nie pomoże, jeśli nie mamy wiedzy o ciele ludzkim, żywieniu i zdrowiu w ogóle. Nie zdobędzie się jej po kilku lekturach. Choć większość osób uważa, że tak.

Świat naukowy nie musi być żadnym wyznacznikiem, ale dowody naukowe już mogą być całkiem niezłym. Ich brak również…

Ilu jest lekarzy, których pomyłki lerzą na cmentarzu, albo nie są świadomi błędu lekarza bo jest wykształconym autorytetem w dziedzinie mefycyny w końcu. Masz dużo racji, też uważam że skrajniści nie są dobre. Jednak można się w tym pogubić. Dla przeciętnego człowieka odrzucenie cukru w diecie to już skrajność, od małego dzieci uczone są słodkości. Sama zostałam nazwana złą matką, która zabiera dzieciom dzieciństwo bo nie daje sklepowych słodyczy. Moja rodzina też miała problemy zdrowotne pogarszane przez lekarzy. Po latach zdobywania wiedzy, testowania nadal nie wiem wszystkiego, ale widzie dobre strony i efekty zdrowego odżywiania. Zawsze trzeba znaleźć złoty środek i nie przestawać myśleć. Nie na wszystko muszą być badania żeby było prawdą. W dzisiejszych czasach, gdzie ludzmi rządzi pieniądz do wszystkiego co komuś przynosi dobry zysk należy podchodzić ostrożnie.

Edith, nigdzie nie napisałam, że lekarze nie popełniają błędów. I że czasem ich pomoc/wiedza będzie niewystarczająca. Tak jak napisałam w tekście: nie są bogami. I tak jak dobrych i złych specjalistów znajdziemy wśród nauczycieli, architektów, psychologów, etc. tak i wśród lekarzy czy przedstawicieli innych zawodów medycznych możemy często trafić na ludzi niekompetentnych czy zwyczajnie niezaangażowanych w wykonywaną pracę, popełniających błędy, lekceważących pacjenta. Nie twierdzę, że łatwo znaleźć dobrych specjalistów. Ja sama przeszłam długą drogę, ale dzięki temu wiem, że przy odrobinie uporu da się ich znaleźć.

To co napisałaś o cukrze jest bardzo ważne. Bo bardzo dużo naszych problemów zdrowotnych wynika ze złego żywienia. I często szukamy wielu innych powodów dolegliwości, a problem może wynikać właśnie ze stylu życia i żywienia. Tylko żeby to zauważyć, a także podjąć dietoterapię to potrzebujemy specjalisty.

Napisałaś, że nie na wszystko muszą być badania. Ależ na wiele rzeczy są badania! Tylko jeśli ktoś mi mówi, że ma je w nosie bo liczy się praktyka to znaczy, że eksperymentuje na ludzkim organizmie. Na szczęście lekarze tego robić nie mogą zgodnie z Kodeksem. Jednak ludzie i „wieszcze” wspomnieni w tekście często tego od nich oczekują. Jest we mnie wielki sprzeciw wobec tego typu działań, bo uważam to za bardzo niebezpieczne. Pozdrawiam.

O tak. Zgadzam się. Bardzo wyważony tekst. Puszczam w świat. Może dzięki Twoim słowom nie będę musiała tyle tłumaczyć. Dziękuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *