Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu? – perspektywa rodzicielstwa bliskości

Czym jest rodzicielstwo bliskości? Co edukacja bliskościowa ma wspólnego z edukacją żywieniową? Jak kształtować zdrowe nawyki u dzieci? Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu? Jaki wpływ ma jedzenie na procesy umysłowe dzieci? Dziś na te i inne pytania odpowie Magdalena Boćko-Mysiorska.

Magdalena Boćko-Mysiorska – pedagożka, autorka, redaktorka, wykładowczyni. Prowadzi blog na temat rodzicielstwa i edukacji bliskości oraz projekt „Obudź się, szkoło”. Współpracuje z przedszkolami i szkołami prywatnymi z Warszawy i okolic. Pomaga w usprawnieniu komunikacji, doborze kadry (placówkom), wyborze placówek (rodzicom i dzieciom). Prywatnie jest szczęśliwą żoną i mamą dziewczynki w wieku przedszkolnym. Dziś opowiada o zmaganiach dzieci i dorosłych z jedzeniem oraz o tym, dlaczego zawsze warto wsłuchiwać się w małego człowieka.

Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu rodzicielstwo bliskości Magdalena Boćko Mysiorska
fot. z archiwum Magdaleny Boćko-Mysiorskiej

Magdo, jak zaczęła się twoja przygoda z rodzicielstwem bliskości? Jak od metodyki nauczania języka obcego przeszłaś do tematu rodzicielstwa i edukacji bliskościowej? Domyślam się, że mogło to być związane z pojawieniem się na świecie pewnej małej istoty.

Sama przygoda z bliskościową komunikacją zaczęła się, zanim urodziła się nasza córka. Moja mama intuicyjnie praktykowała rodzicielstwo bliskości, od kiedy tylko na świecie pojawił się mój starszy brat. Myślę, że bliskościowego ducha wyniosłam więc z domu. Później kilkoro cudownych ludzi, których spotkałam na swojej drodze, pozwoliło mi uwierzyć w moc budowania silnej więzi, również poza rodzinnym domem, na przykład w szkole czy w przedszkolu – generalnie w obszarze kształcenia młodych ludzi.

Jednak – jak sama wiesz – kiedy pojawia się dziecko, zaczynasz wchodzić w tak głęboki wymiar postrzegania różnych mechanizmów rozwoju człowieka, że staje się to w zasadzie największym bodźcem do odkrywania najlepszych dla całej rodziny form budowania relacji i do wprowadzania w życie określonych zmian. Tak było również u mnie.

Magdalena Boćko-Mysiorska
fot. z archiwum Magdaleny Boćko-Mysiorskiej

Wracając do metodyki. W czasie moich studiów faktycznie koncentrowano się na niej i traktowano jako najważniejszą w procesie uczenia się i nauczania. Metodyka z założenia zajmuje się poszukiwaniem efektywnych sposobów nauczania danego przedmiotu. W rodzicielstwie czy bliskościowej edukacji nie skupiamy się na technikach uczenia, a raczej na podążaniu za młodymi ludźmi, poznawaniu ich i wspieraniu w naturalnym uczeniu się poprzez własne działanie różnych zjawisk. Metodyka wbrew pozorom też trochę w tym pomaga. Stamtąd wyniosłam na przykład wiedzę na temat rozwojowej wartości swobodnej zabawy czy dawania dziecku autonomii w różnych obszarach jego życia. Oczywiście z częścią “sterowanych elementów” zupełnie się dzisiaj nie zgadzam. Zgodnie z wynikami wieloletnich badań neuronaukowców dziecka nie da się ukształtować według własnych oczekiwań. A już na pewno nie da się nauczyć wszystkich tego samego w tym samym czasie i na podstawie tych samych materiałów. Każde dziecko jest przecież zupełnie inne.

Czym dla ciebie jest perspektywa bliskościowa? Dlaczego tak do niej przekonujesz? Wiele osób mówi: “My wychowywaliśmy się bez tego. Uczyliśmy się w zwykłej szkole i jakoś żyjemy. Wyrośliśmy na całkiem rozsądnych ludzi”.

Rodzicielstwo bliskości to dla mnie cała filozofia i sposób na życie. Nazywam je świadomością życia. To odkrywanie i poznawanie dziecka i samego siebie. To umiejętność wspierania młodego człowieka w jego emocjonalnym, poznawczym i społecznym rozwoju połączona z równie (albo jeszcze bardziej) wymagającą zdolnością obchodzenia się z samym sobą. To dbanie o potrzeby dziecka i swoje, to szacunek do niego i samego siebie. To też życie w naturze i zgodnie z nią. To swobodne podążanie za tym, co daje wewnętrzne poczucie spełnienia; za radością dziecka i całej rodziny. To również umiejętność przejmowania odpowiedzialności za siebie (jako dorosłego) i za swoje dziecko. To bycie autentycznym człowiekiem i zdolność wyrażania siebie w sposób wyważony, niekrzywdzący innych i zawsze uczciwy. To zdrowe, naturalne i nieprzetworzone jedzenie, co-sleeping, aktywność fizyczna, rozwój duchowy… Rodzicielstwo bliskości to pokarm dla ducha, ciała i umysłu – tak właśnie je postrzegam. Ale żeby nie było tak idyllicznie, bliskościwe rodzicielstwo to też wiele zmagań, wyrzeczeń, ciężka praca nad sobą – swoimi wartościami, systemem przekonań, głęboko zakorzenionymi stereotypami, emocjami.

Wiesz, Agnieszko, ja nawet nie przekonuję, ale pragnę zarażać pasją do poznawania tego obszaru, bo on jest tego wart. Zachęcam, żeby w nim pobyć, trochę go poznać, sprawdzić, czy można dobrze się w nim poczuć, i przeżyć taki mały rebirthing. (śmiech)

Pragnę raczej pomagać ludziom i ich inspirować, niż do czegoś przekonywać. I robię to przede wszystkim z miłości do dzieci. Serce mi pęka, kiedy widzę, jak traktuje się je w szkołach, w przedszkolach i poza nimi. Chwilami nie mogę uwierzyć w to, co widzę i słyszę. Wierzę, że im więcej osób będzie dowiadywać się, w jakich warunkach dziecko naprawdę zdrowo i twórczo się rozwija, tym więcej osób zacznie wprowadzać zmiany w swoim rodzicielstwie i w swojej pracy z młodymi ludźmi. Przecież ich mózgi kształtują i rozwijają się najbardziej intensywnie mniej więcej do 10 roku życia! Mamy ogromny wpływ na to, czego nauczą się o sobie i świecie i jak się rozwiną. Czego dowiedzą się o relacjach z ludźmi, o miłości, akceptacji, emocjach i różnych wartościach…

To zrozumiałe, że nie każdy rodzic dostrzega sens w tak bardzo empatycznym podejściu do siebie i do swoich dzieci. Dorosłym często trudno jest dokonać głębokich refleksji na swój temat, na temat swojego dzieciństwa i tego, w jaki sposób byli wychowywani. Na temat pewnych mechanizmów, które niejako same popychają ich do różnych zachowań. Oczywiście, że wyrośli na ludzi i dobrze im jest w swojej strefie komfortu. W porządku. Jeśli dobrze się z tym czują – OK. Szanuję to. Każdy z nas ma przecież wybór.

Podpowiadam tylko, że mamy ogromny wpływ na wiele rzeczy, które dzieją się w naszym życiu i życiu naszych dzieci. Może warto dobrze to wykorzystać? Można by napisać o tym całą książkę. Zamierzam właśnie… (śmiech)

Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu? - perspektywa rodzicielstwa bliskości

Co perspektywa bliskościowa ma wspólnego z tzw. bezstresowym wychowaniem? To pytanie bardzo prowokacyjne, ale zadaję je z pełną premedytacją. Jestem pewna, iż ten wywiad przeczytają również osoby, które nie mają pojęcia, czym jest rodzicielstwo bliskości, a być może kojarzą tę kwestię tylko z tzw. bezstresowym wychowaniem.

Masz rację, dorośli często utożsamiają pełne akceptacji i miłości podejście do dziecka oraz pochylanie się nad jego potrzebami i emocjami z tzw. bezstresowym wychowaniem, które nota bene w ogóle nie istnieje. To jakiś zupełnie wymyślony termin, niemający żadnych podstaw naukowych.

Wyjaśniam najkrócej jak potrafię: stres jest nieodłączną częścią naszego życia. On pojawia się w życiu dziecka i każdego z nas codziennie. Nie da się go wykluczyć, nigdy do końca nie wiemy też, co tak naprawdę stresuje dziecko. Rodzicielstwo bliskości nie ma na celu wyeliminowania stresu. Ma na celu pomóc dziecku zrozumieć, czym on jest, jak ono czuje ten stres w ciele, jak na niego reaguje i ostatecznie – jak sobie z nim radzić. Jeśli rodzic chce wesprzeć dziecko i zaakceptować jego emocje, uklęknąć, kiedy ono płacze i rzuca się na podłogę, i powiedzieć: “Widzę, że jesteś zdenerwowany”, “Płaczesz, bo Zuza nie dała ci zabawki? Widzę, że jest ci przykro”, nie znaczy to, że jest zdominowany przez dziecko albo że chce natychmiast ukrócić jego emocje, żeby ono nie przeżywało tego całego stresu. Taki rodzic chce pokazać dziecku, że nie jest ono samo ze swoimi trudnymi emocjami i że dorosły mu towarzyszy i w pełni je akceptuje. Nie wyśmiewa uczuć dziecka ani też nie pozwala na to, by je ukryć i stłumić, tylko daje możliwość, aby one wybrzmiały, żeby dziecko je wyraziło. Czasem to może nawet wiązać się z tym, że dziecko jeszcze głośniej zapłacze albo mocniej krzyknie i tupnie, ale to nie znaczy, że jest źle wychowane i krnąbrne – to znaczy, że poczuło się na tyle bezpiecznie, że może wyrazić to, co sprawia mu ból, i nie boi się tego robić.

Wystarczy zapoznać się z badaniami na temat zdrowia psychoemocjonalnego dzieci, młodzieży i dorosłych, by zauważyć, że chowanie emocji i nieumiejętność ich nazywania, wyrażania i regulowania jest jedną z podstawowych przyczyn problemów na tym tle. Rodzicielstwo bliskości ma więc na celu m.in. wesprzeć dziecko w radzeniu sobie z trudnymi emocjami i ze stresem. Jak wielu dorosłych to dzisiaj potrafi?

Bywasz w różnych placówkach oświatowych. Pomagasz kadrze zrozumieć dzieci, a dzieciom odnaleźć się w rzeczywistości, która nie zawsze im sprzyja. Zanim przejdziemy jednak do kwestii ściśle związanych z komunikacją z dziećmi w temacie jedzenia, chciałabym zadać ci jako mamie jedno pytanie: jak oceniasz jakość posiłków w placówkach przedszkolnych i szkolnych?

No cóż, jakość jedzenia bywa bardzo różna. Oczywiście nie chciałabym uogólniać. Znam kilka miejsc, w których skład posiłków wydaje się być naprawdę dobry, ale znam też takie (i tych jest znacznie więcej), które nie oferują dzieciom zbilansowanej diety. Posiłki są monotonne, zawierają dużo cukru, mięsa, przetworzonych produktów, niekorzystnych nasyconych kwasów tłuszczowych, białego, pszennego, “napompowanego” pieczywa itd. Myślę, że w wielu placówkach i instytucjach przydałoby się wprowadzić kilka stosownych zmian. Dieta ma ogromny wpływ na jakość życia dzieci – pracę ich mózgu i całego układu nerwowego, na poziom energii, emocje i ogólne samopoczucie.

Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu? dzieci zabawa

Jaki wpływ mogą mieć te wymienione przez ciebie błędy w żywieniu na procesy neurobiologiczne zachodzące w mózgu dziecka na wczesnym etapie edukacji? Czy mogłabyś opowiedzieć o swoich obserwacjach i doświadczeniach dydaktycznych i ewaluacyjnych w tym zakresie? Wiem, że zdarza ci się opiniować czy też monitorować to, co dzieje się w placówkach, więc twoje uwagi z perspektywy zewnętrznego obserwatora są tym bardziej cenne.

Mózg przez pierwsze lata życia dziecka pracuje i rozwija się bardzo szybko i intensywnie, zgodnie z badaniami – nawet dwa razy szybciej niż osoby dorosłej. Zużywa w związku z tym bardzo dużo energii. Istnieją pewne produkty i składniki, które pomagają mu optymalnie funkcjonować i sprzyjać zdrowemu rozwojowi dziecka, ale są też takie, które istotnie go zakłócają.

Do optymalnego i zdrowego rozwoju mózg i układ nerwowy młodego człowieka potrzebuje właściwej diety. Bogatej w odpowiednie tłuszcze (niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe w określonych proporcjach), złożone węglowodany (pełnoziarniste produkty zbożowe, kasze, ryże), wysokowartościowe produkty białkowe (w tym oczywiście rośliny strączkowe), warzywa/żywność pochodzenia roślinnego, niezbędne witaminy oraz składniki mineralne.

Kiedy dzieciom serwuje się w przedszkolu chleb z oczyszczonych (z tego, co najbardziej odżywcze) i na dodatek modyfikowanych ziaren pszenicy z konserwą z puszki i plastrem pomidora na śniadanie, ziemniaki z mięsem na obiad oraz bułkę z dżemem na podwieczorek, trudno jest dobrze odżywić ich ciało i umysł. Co więcej – cukier, który dodawany jest w zasadzie do wszystkiego, działa bardzo niekorzystnie na procesy uczenia się i zapamiętywania oraz na koncentrację uwagi. Powoduje rozdrażnienie, wzmożoną płaczliwość i lękliwość dziecka.

Wszystko to zakłóca zdrowy i naturalny rozwój, nie pozwala pewnym strukturom w mózgu właściwie (dla niego) się rozwinąć. Jeśli nie damy powstać określonym połączeniom w mózgu dziecka teraz, w przyszłości one już nie powstaną. A istnienie tych połączeń i ich siła wpływają na zdrowie dziecka, efektywne przyswajanie i zapamiętywanie informacji, jego poczucie własnej wartości, zdolność radzenia sobie z emocjami i tworzenia dobrych relacji międzyludzkich.

Jakość życia jest w dużej mierze uzależniona od rozwoju mózgu i całego układu nerwowego dziecka w pierwszych latach życia, a żywienie i podejście do niego ma niebagatelny wpływ na wszystkie wymienione procesy (i zostało to wielokrotnie potwierdzone naukowo).

Teraz przejdźmy do najważniejszego tematu naszej rozmowy. Jakie zauważasz błędy dorosłych w podejściu do tematu jedzenia? Jakie konsekwencje dla dzieci mogą mieć pewne niefrasobliwości rodziców w tym zakresie?

Przede wszystkim zawsze zakładam dobre intencje. Dorośli chcą dobrze dla dzieci i komunikują się z nimi tak, jak potrafią najlepiej. Nie zawsze jednak to, co subiektywnie postrzegają jako korzystne, rzeczywiście tak oddziałuje na młodych ludzi.

Rodzice pragną przede wszystkim, aby ich dzieci się najadały (co w ich opinii oznacza, że posiłki zostaną zjedzone do końca). Kiedy oddają swoje pociechy do żłobka czy przedszkola, chcą mieć pewność, że ich podstawowe potrzeby fizjologiczne – w tym potrzeba spożywania posiłków – zostaną odpowiednio zaspokojone. Często proszą więc nauczycielki, aby doglądały dziecka i zachęcały je do zjedzenia całego obiadu albo tzw. “jeszcze jednej łyżeczki zupy”.
W domu sami również stosują różne formy nakłaniania dziecka do jedzenia, sądząc, że ono samo nie potrafi regulować ilości spożywanych posiłków. Nic bardziej mylnego. Dzieci doskonale wiedzą, ile muszą zjeść, aby poczuć się najedzone. Nikt nie czuje lepiej niż samo dziecko, że jego brzuszek jest już pełen.

Dzieci świetnie wyczuwają również, jakie składniki są im potrzebne, a jakich lepiej unikać. Często to, że odmawiają nieustannie spożywania np. jakiegoś warzywa, może oznaczać, że ono dziecku zwyczajnie nie służy. Moja córka zawsze odmawiała jedzenia marchewki i rzeczywiście dość długo dziwiliśmy się, dlaczego tak jest. Przecież marchewka jest słodka, po zblendowaniu ma przyjemną, aksamitną konsystencję i energetyczny kolor.
Po zrobieniu odpowiednich testów okazało się, że marchewka ją uczula. Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć… Warto zaufać intuicji dziecka i jego wyborom.

Zdarza się, że dziecko jednego dnia zjada naprawdę duże porcje kolejnych posiłków, a następnego nie ma ochoty nawet na połowę tej ilości. Postarajmy się to uszanować. Być może maluch przeżywa jakiś stres albo wyczuwa zbliżającą się infekcję i w ten sposób jego organizm chroni się przed problemami trawiennymi albo zbiera energię do zwalczenia patogenu.

Młodzi ludzie mają również swoje własne preferencje smakowe, zapachowe czy też związane z konsystencją pokarmu. Narzucanie dziecku za każdym razem tego, co ma zjeść i w jakiej postaci, nie wydaje się być słuszne.

Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu?

Niestety w naszej kulturze wciąż dostrzega się brak zaufania do dzieci i ich kulinarnych potrzeb bądź zamiłowań. Na młodych ludziach wywiera się często presję, aby zjadali do czysta i nie marudzili (czytaj: nie wyrażali swoich opinii co do spożywanego posiłku). Rodzice sądzą, że dziecko powinno zjadać tyle, ile oni uważają za stosowne, oraz że powinno jeść wszystko. Ale kiedy spytać ich, czy istnieją potrawy albo produkty, za którymi nie przepadają, natychmiast wymieniają przynajmniej dziesięć. (śmiech)

Zawsze warto postawić się w sytuacji dziecka i wyobrazić sobie, że ktoś dwa razy większy i “silniejszy” od nas stoi nad nami i wciska nam do buzi kolejną łyżkę zupy. Albo zachęca do zjedzenie setnego kęsa jakiejś potrawy, podczas gdy jesteśmy już tak najedzeni, że właściwie robi się nam niedobrze (takie sytuacje często obserwuje się podczas rodzinnych spotkań i imprez). Albo też zawstydza nas przy innych członkach rodziny, mówiąc: “Babcia się tak napracowała, a ty nawet nie posmakujesz? Będzie jej przykro”. Jak się wtedy czujemy? Jest nam niezręcznie, mamy poczucie skrępowania i w końcu sięgamy po tłusty kawałek babcinego mięsa tylko dlatego, że tak wypada. Nieważne, że będziemy źle się czuli przez resztę dnia, rozboli nas brzuch albo dopadną mdłości…
Spróbujmy czasem zmienić perspektywę i pomyśleć, co może czuć nasze dziecko w podobnych sytuacjach. To naprawdę wiele wyjaśnia i pozwala inaczej spojrzeć na temat nakłaniania do jedzenia.

Jakie konsekwencje ma zmuszanie dzieci do jedzenia? Wiem, że zgodzisz się tu ze mną, że nie jest to nic innego jak forma przemocy.

Choć wielu dorosłych uzna to stwierdzenie za przesadne, niestety przyznaję – to jest przemoc. To używanie autorytetu i siły osoby dorosłej przeciwko dziecku, które nie zawsze jest w stanie się temu dorosłemu przeciwstawić – choćby ze strachu przed krytyką, krzykiem, umoralnianiem czy karą.

Niestety wywieranie presji na dziecko podczas jedzenia nie przynosi żadnych pozytywnych rezultatów. Prowadzi przede wszystkim do tego, że dziecko nie potrafi kontrolować swojego ośrodka głodu i sytości i przestaje ufać odczuciom płynącym z własnego ciała. “Skoro mama mówi, że za mało jem i muszę jeść więcej, to może faktycznie ma rację i coś jest ze mną nie tak. Może nie warto sobie ufać” – myśli dziecko. Przestaje zatem wierzyć w swoje odczucia, co często wiąże się z poważnymi następstwami w późniejszych latach życia, np. z zaburzeniami w zakresie odżywiania (bulimią lub anoreksją) czy z problemem otyłości.

Ciągłe walki o autonomię, które praktykuje się przy stole, są też źródłem niepotrzebnego napięcia, a jak wiemy – stres nie powinien towarzyszyć nikomu podczas spożywania posiłków. Dziecko zaczyna wówczas kojarzyć jedzenie z nerwami i trudnymi emocjami i w rezultacie coraz bardziej się przed nim wzbrania. Chcemy, aby dziecko jadło dużo i nie chodziło głodne, a w rezultacie systematycznie zrażamy je do jedzenia i wspólnego spożywania posiłków.

Ponadto naciskanie na dzieci w jakimkolwiek zakresie nie pomaga budować z nimi dobrej i szczęśliwej relacji, a to od niej zależy przecież w znacznej mierze, jak dziecko się rozwija (społecznie, poznawczo, emocjonalnie) i czego uczy się o życiu. Czy swoją postawą nie pokazujemy przypadkiem, że w życiu chodzi przede wszystkim o to, że wygrywa ten, kto jest silniejszy, ma władzę, i że aby osiągać swoje cele, można przekraczać czyjeś granice i ignorować czyjeś potrzeby? Młodzi ludzie chłoną takie zachowania i zaczynają je naśladować tym bardziej, im bardziej są zależne od określonej osoby, której postawą się kierują. Warto zawsze mieć to na uwadze.

Jakich sformułowań my (jako rodzice czy nauczyciele) powinniśmy unikać w komunikacji z dziećmi na temat jedzenia czy posiłków?

Warto nie przesyłać żadnych komunikatów (również niewerbalnych), świadczących o naszym niezadowoleniu albo naszych oczekiwaniach co do tego, ile dziecko zje i co to będzie. Dobrze jest na spokojnie zastanowić się nad swoim podejściem do dziecka i zmodyfikować je w zależności od wniosków, jakie wyciągniemy.

To, czego na pewno nie warto robić, to:

  • porównywać (np. “Zobacz, Marcin jest taki grzeczny – zjadł już całą zupę, a ty nie zjadłeś nawet dwóch łyżek – niedobry chłopiec”),
  • nakłaniać (np. “No spróbuj jeszcze jedną łyżeczkę”, “Zobacz, jakie to pyszne, posmakuj, no już!”, “Zjedz ziemniaczki, nie wolno tak zostawiać jedzenia”),
    upominać i szantażować (“Ile razy ci mówiłem – jak nie zjesz zupy, nie dostaniesz deseru”),
  • wywoływać poczucia winy (np. “Wiesz, ile kosztuje dzisiaj zdrowe jedzenie? Rodzice ciężko pracują, żebyś mógł zdrowo jeść”, “Ciocia tak bardzo się postarała i przyrządziła ci ulubiona zupę. Zjedz do końca, bo będzie jej przykro”, “Mamusia tak się stara, żebyś zdrowo się odżywiał, a ty nie chcesz jeść? No zjedz kilka łyżek, żeby mamusi nie było smutno”),
  • okłamywać i straszyć (“Jak nie będziesz jadł, pani cię zabierze”, “Jak nie zjesz do końca obiadu, nie będziesz mieć siły do zabawy”, “Jak nie będziesz jeść, to będziesz chorować”),
  • zabawiać dzieci podczas jedzenia (“Fruuu leci samolocik”, “Łyżeczka za mamusię, łyżeczka za tatusia”), puszczać bajek, organizować miniprzedstawienia itd.

zdrowe jedzenie dzieci jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu rodzicielstwo bliskości

Warto, aby dziecko uczyło się jeść świadomie, żeby uczyło się wsłuchiwać się w siebie i swoje potrzeby i rozpoznawać je zamiast niepotrzebnie rozpraszać swoją uwagę. Warto też nieustannie nie dopytywać dziecka, czy i ile zjadło w przedszkolu, co jadło na śniadanie, a co na obiad i podwieczorek. Równie niekorzystne jest ciągłe dopytywanie personelu przedszkola czy szkoły o ilość zjedzonego przez dziecko posiłku. Kiedy dziecko dostrzega taką nadmierną kontrolę ze strony rodzica, zaczyna zauważać, że skoro ten temat tak bardzo go zajmuje i wzbudza w nim tyle niepokoju, to coś jest z tym jedzeniem nie tak. Coś jest na rzeczy. Niepokój i strach rodzica udzielają się dziecku, w wyniku czego staje się nazbyt przeczulone.

Jakie sformułowania czy działania z naszej strony mogą się zatem okazać pozytywne i budujące w kontekście rozwijania dobrych nawyków żywieniowych dziecka?

Przede wszystkim szczerze akceptująca postawa. Zaufanie do dziecka i jego preferencji żywieniowych. Spokojna i życzliwa atmosfera, również podczas spożywania posiłków.
Warto unikać ciągłego koncentrowania się na temacie odżywiania, zbyt wielu rozmów na ten temat i wiecznego przypominania dziecku o wpływie zdrowego jedzenia na zdrowie i samopoczucie.

Jedzenie to nie tylko spożywanie posiłków, to również ich wcześniejsze planowanie przyrządzanie, zabawa nimi i eksperymentowanie. Bezcenne jest umożliwianie dziecku doświadczania wspólnego gotowania i radosnego życia w kuchni.

Młodzi ludzie lubią wiele czynności wykonywać samodzielnie (nie należy ich wówczas blokować, a raczej wspierać i towarzyszyć) i czuć się autonomicznie – pomocne może okazać się umożliwianie dziecku samodzielnego nakrywania do stołu oraz nakładania sobie posiłku na talerz (tak jak chce i lubi).

Dobrze, jeśli dziecko ma wybór – danego dnia może nie mieć ochoty na kalafior czy pomidorową, warto być wówczas otwartym na jego inne propozycje, o ile nie miałoby to oznaczać, że musimy gotować kolejny obiad. (śmiech) Jeśli jednak mogłaby to być kanapka z hummusem, który akurat stoi w lodówce – bądźmy elastyczni. Sami też nie zawsze mamy ochotę na posiłek, który zaplanowaliśmy poprzedniego dnia.

Wspierające komunikaty werbalne to na przykład:

  • “Dziękuję za wspólny posiłek, córeczko/synku”
  • “Cieszę się, że możemy razem zasiąść do stołu”
  • “Lubię nasze wspólne obiady, a ty?”
  • “Uwielbiam, kiedy ze mną gotujesz. Widzę, że tobie to daje również dużo radości”
  • “Które owoce/warzywa lubisz najbardziej?” Kiedy ja byłam dzieckiem, najbardziej lubiłam…, ale wiesz, dzisiaj mam już trochę inne upodobania”.

Pokażmy dziecku, że o jedzeniu można rozmawiać, ale w nieco luźniejszy sposób – opowiadać historię, wspominać, żartować.

W jaki sposób ty jako mama i wy jako rodzice staracie się budować u waszej córki właściwy stosunek do jedzenia?
W jaki sposób tłumaczycie jej, że nie może jeść produktów, które ją alergizują?
Jak staracie się dbać o to, aby nie jadła zbyt wielu słodyczy?

Wiesz, Agnieszko, dzieci są dobrymi obserwatorami. Świetnie wyczuwają również intencje swoich rodziców (i innych dorosłych). Priorytetem w budowaniu świadomości żywieniowej jest według mnie bycie dobrym przykładem dla dziecka. Oczywiście to nie wystarczy, bo każde dziecko ma swoje indywidualne preferencje.

Ja i mój mąż co dzień zjadamy duże ilości warzyw, również surowych. Córka widzi je na stole każdego dnia. Może wybierać to, co lubi. Komponować własne zestawy np. sałatek, kanapek etc. I wiesz, wciąż nie jest przekonana do warzyw, a przynajmniej do większości z nich. Miałam taki moment, żeby ją do nich zapraszać, zachęcać do smakowania, opowiadać o ich dobroczynnym wpływie na funkcjonowanie organizmu itd., ale w końcu spojrzałam na to z dystansu, stanęłam z boku, wzięłam głęboki oddech i pomyślałam “Wyluzuj, kobieto; daj spokój, przecież widzisz, że to nie działa. Zaufaj dziecku. Być może wsuwanie ziemniaków, kalafiora, buraków czy dyni służy jej w tej chwili dużo bardziej niż jedzenie szpinaku i jarmużu. Zostaw to. Zaakceptuj i zobacz, co się stanie. Obserwuj”.
Nie uwierzysz! Po trzech może czterech dniach od momentu mojej absolutnie szczerej wewnętrznej akceptacji tego moje dziecko zapytało, czy może poprosić o kawałek brokuła, a później ogórka kiszonego bez skórki, pokrojonego w plastry. Powiedziałam: “jasne” i zapytałam, dlaczego mam go pokroić w plastry i obrać ze skóry. Odpowiedziała: “bo nie chcę go gryźć, jest dla mnie jakiś dziwny”.
Widzisz – a ja wcześniej nawet o tym nie pomyślałam, i to mimo mojej wiedzy… Skupiłam się na zachęcaniu jej do jedzenia warzyw, a na chwilę zapomniałam o najważniejszej kwestii – uważnym przyjrzeniu się jej i jej potrzebom. Na przypomnieniu sobie o tym, że ma przecież własne upodobania. Że może być wrażliwa na jakiś smak, zapach albo właśnie fakturę warzywa.

Niekiedy tak bardzo koncentrujemy się na celu, który chcemy osiągnąć, że przestajemy być pełnymi obecności obserwatorami i podążamy w stronę tego, co nam się wydaje, zamiast tego, co zgodne z naszym dzieckiem. Może za następne kilka dni albo tygodni poprosi o nałożenie innego warzywa, bo będzie już gotowe na to, aby je zjeść, albo łatwiej będzie mu wyrazić, że chciałoby go posmakować, ale np. w innej formie? Czasem naprawdę warto odpuścić sobie i dziecku i po prostu zaczekać.
To właśnie nasz drugi sposób na to, żeby córka chętnie jadła i miała pozytywny stosunek do odżywiania w ogóle – akceptacja.

Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu?

Pytałaś jeszcze o kwestię słodyczy i alergenów oraz o to, jak tłumaczymy córce, że nie warto ich jeść.

Ponieważ sama mam kilka nietolerancji pokarmowych, nie jem wszystkiego. Córka widzi i słyszy, że nie jem, bo nie mogę. Obserwuje i zna skutki jedzenia składników, które nie służą. Sama nie może jeść pszenicy i przetworów mlecznych i to bywa dla niej trudne, ale tylko w określonych sytuacjach. Np. wówczas, kiedy wybiera się na urodziny, na których serwowane są torty zawierają zarówno jeden, jak i drugi alergen. A ona uwielbia ciasta (nie wiem, skąd ta miłość, ponieważ w domu na co dzień rzadko jadamy słodycze). (śmiech)

Wspólne zakupy, gotowanie, spokojne rozmowy i opowiadanie historii
Inny przykład to życie w przedszkolu. Dzieci często jedzą tam pszenne ciasteczka albo batoniki. Czasem któryś ze starszaków rzuci np.: “My jemy ciastka, a ty nie możesz”, no i zaczyna się płacz, bo jest jej bardzo przykro. Dużo więc rozmawiamy, opowiadam jej różne, często zabawne historie o postaciach, które nie mogą jeść wszystkiego albo nie jedzą zbyt wielu słodyczy. Niekiedy bawimy się w teatrzyk i ona gra rolę Tygryska albo Puchatka, którzy mają alergię na mąkę, i trzeba pomóc im jakoś zrozumieć, że nie mogą jej jeść. Ciekawe argumenty padają wówczas z ust naszego dziecka.
Wspólnie robimy również zakupy, gotujemy i pieczemy zdrowe przekąski, więc córeczka w pełni uczestniczy w przyrządzaniu potraw i słodkości niezawierających pszenicy, kazeiny, laktozy i cukru. Wie już nawet, co dodać zamiast cukru, i chętnie sama łączy różne składniki. Ostatnio wymyśliła własną wersję babeczek i wszyscy żyjemy. (śmiech) Żartuję. Tak serio to wyszły naprawdę pysznie.

Alternatywne słodycze
Malutka obserwuje też mnie i mojego męża, kiedy czytamy składy produktów w sklepach, i sama zaczyna to robić (po swojemu). Oczywiście bywa trudno. Czasem chce zjeść coś, czego skład zaczyna się od syropu glukozowo-fruktozowego, a kończy na oleju palmowym. Zachęcam ją wtedy, abyśmy przeszły dwa stoiska dalej i poszukały czegoś o “w miarę przystępnym” składzie. I ona się na to zgadza. Mimo to zdarzy jej od czasu do czasu zjeść coś, czego nie warto, ale mam poczucie, że tak też ma być. Nie jestem w stanie uchronić jej przed wszystkim i nawet nie uważam, że tak należy.

dziecko gofry Magdalena Boćko Mysiorska
fot. z archiwum Magdaleny Boćko-Mysiorskiej

A co do alergenów – na urodziny zwykle zapewniam jej kawałek tortu o właściwym dla niej składzie (szczęśliwie mamy sklep, w którym możemy kupić różne cuda, i córka bardzo je lubi), a do przedszkola – zdrowe domowe słodkości, wizualnie przypominające te, które kupuje się w sklepach. U nas naprawdę to wszystko świetnie się sprawdza.

Bardzo dziękuję Ci za rozmowę, a Was bardzo zachęcam do śledzenia bloga Magdy.

Magdalena Boćko-Mysiorska
fot. z archiwum Magdaleny Boćko-Mysiorskiej
Fotografie niepodpisane oraz bez logo pochodzą z serwisu unsplash.com
Aga Kopczyńska

Aga Kopczyńska

Jestem dietetyczką i szkoleniowczynią. Zajmuję się propagowaniem zdrowych nawyków. Znajdziesz tu inspiracje zdrowotne, kulinarne i nie tylko.

Zasubskrybuj kanał YouTube AgaMaSmaka

Wolisz oglądać zamiast czytać?

Zasubskrybuj kanał YouTube

W odpowiedzi na “Jak rozmawiać z dziećmi o jedzeniu? – perspektywa rodzicielstwa bliskości”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *