Czy naprawdę potrzebujemy jeszcze WIĘCEJ zrobić?

Czy naprawdę potrzebujemy jeszcze WIĘCEJ zrobić? Czy niezbędne nam „nowe wyzwania” i „nowe osiągi”? Czy warto  przyspieszać? Cisnąć? Mierzyć? Czytać poradniki? Dlaczego wciąż tak przynudzam o metodzie małych kroków?

Moja praca i życie to nie Instagram

Większość osób, z którymi pracuję, nie ma dylematu z cyklu: czy jeść nasiona chia czy jagody goi. Czy zrobić godzinę tenisa czy aerial jogi. Czy zamówić catering X czy catering Y. Serio.

Raczej:

Czy wykrzesać z siebie odrobinę energii i pójść na spacer skoro tyle do zrobienia w domu. Choć spacer to nic nie da, bo trzeba się porządnie ruszać, żeby coś zrzucić, a w święta sobie znowu zajadłam stres. A na siłownię nie pójdę, bo kiedy. Czy dam radę wytrwać na diecie, którą sobie wykupiłam na tamtym blogu? Nie była droga, a na 1000 kcal, to może wreszcie schudnę. O ile w ogóle wytrwam. Bo jak nie dam rady, to już wszystko nie ma sensu. Z resztą i tak nie mogę się dostać do lekarza, a mnie coś ciągle boli w boku. Często po winie. Po majonezie też. A młody ma już dość zdalnego i boję się, czy nie ma jakiejś depresji. Chyba powinnam iść choć na chwilę na zwolnienie, bo w pracy nie daję rady. Ale nie pójdę, bo nikt mnie nie zmieni i sobie nie poradzą. Kiedy ogarnę groby? Przed świętami nie zdążyłam. Ale jak pojechać na cmentarz, skoro auto w naprawie. A może lepiej pomóc żywym? A! Zakupy tacie muszę zrobić w tym tygodniu…

I wchodzę ja, cała na biało i mówię:

Ale nie potrzebuje pani diety 1000 kcal. W zasadzie, to ten wybór byłby dla pani szkodliwy. I spacer wystarczy. I to już będzie dużo. I zacznijmy od jedzenia śniadań i picia większej ilości wody. Za chwilę pójdziemy dalej. Jak będzie pani gotowa. Słodycze? A kiedy pani ich najwięcej zjada? Proszę notować, w jakich sytuacjach, jakie emocje pani wtedy towarzyszą, co się wtedy dzieje. Jak często jedzie pani na zakupy dla taty? To zróbmy krótką listę, co od razu kupi pani wtedy dla siebie.

Nie pomyślałam o tym.

– słyszę w odpowiedzi.

Nie dziwię się. Nie mamy jak myśleć, kiedy brakuje na to przestrzeni. Czasem nie dają jej nam inni, czasem my same. Kiedy chwila goni chwilę, a wszystko jest pilniejsze niż my i trzeba więcej, szybciej, lepiej. Jak będzie za mało, za wolno i za słabo, to internet nam przypomni, że jesteśmy w tyle. Albo ludzie nam przypomną. Na nich też można liczyć.

Nie musi boleć

Po tygodniu-dwóch widzimy pierwsze efekty.

Śniadanie daje trochę więcej energii. Spacery są krótkie – 15 minutowe, przed snem, ale pomagają zasnąć i dają satysfakcję, bo coś się „wreszcie udało”.

Na zakupach dla swojego taty pani sięgnęła po płatki owsiane dla siebie i o dziwo podeszły.

Kupiła sobie też bidon na wodę i popijała ostatnio wodę nawet, jak była na cmentarzu.

Mocz jaśniejszy, serce radośniejsze.

No to idziemy dalej. Dalej w ślimaczym tempie, bo inaczej się nie da. Bo ważne, żeby dać sobie czas, zastanowić się, nie katować i wtedy jest szansa, że coś zmieni się na lepsze…

Czy warto czytać poradniki?

Dostaję newsy o tym, jakie książki się ostatnio wydaje. I wiesz, co widzę? Wysyp poradników. A to slow life dla dzieci, a to jak uczynić swoją karierę wymarzoną, a to jak zwolnić, a to jak przyspieszyć.

Dla jasności: ja naprawdę nie mam nic przeciwko poradnikom. Wiele sama recenzowałam, z wielu się sporo nauczyłam. Niektóre mnie do czegoś tam zainspirowały. Uwielbiam je nawet czasem! Pod warunkiem, że są dobrze napisane i że zagadnienie mnie interesuje. I że mam czas i przestrzeń, żeby się tym zająć. I na tyle samoświadomości, żeby korzystać z nich na zasadzie szwedzkiego stołu, a nie listy zadań.

Tyle, że zaczęłam się zastanawiać, czy nam to robi faktycznie dobrze. Ta cala retoryka poradnikowo-wyzwaniowo-motywacyjno-moralizatorska, której sama jestem trochę częścią.

Czy my naprawdę, w tych dziwnych czasach, potrzebujemy dodatkowych informacji o tym:

– czego robimy za mało,
– czego robimy za dużo,
– co robimy niewystarczająco,
– czego brakuje w naszym życiu,
– czego jest w nim za dużo?

Czy naprawdę potrzebujemy jeszcze WIĘCEJ zrobić? Skoro tak dużo osób ma problem z odpuszczaniem, poświęceniem sobie chwili na uważne zajęcie się swoją psychiką i swoim organizmem w ogóle? Skoro tak wiele osób nie może sobie na wiele „luksusów” pozwolić. (Piszę „luksusów”, bo czasem są nimi po prostu spokój i stabilizacja.)

Czy naprawdę kluczowe jest to WIĘCEJ, skoro niektórym wali się życie (problemy zdrowotne, strata bliskich, utrata pracy, kryzysy, wzrosty cen, nierówności społeczne etc.)?

Skoro wielu ludziom paruje już mózg od tego, co powinni, a czego nie ogarniają.

Podsumowując

Sceptycyzm mnie opanował. I mam potrzebę powiedzenia Ci, że małe kroczki to dalej kroczki, które mogą Ci pomóc, a nawet dawać radość.

Ale tylko, jeśli nie będziesz wartościować ich rozmiarów, porównywać się z innymi, wymagać od siebie (paradoksalnie) zapomnienia o sobie, bo wszystko jest ważniejsze i wszyscy wiedzą lepiej, czego (nie)potrzebujesz.

Aga Kopczyńska

Aga Kopczyńska

Jestem dietetyczką i szkoleniowczynią. Zajmuję się propagowaniem zdrowych nawyków. Znajdziesz tu inspiracje zdrowotne, kulinarne i nie tylko.

Zasubskrybuj kanał YouTube AgaMaSmaka

Wolisz oglądać zamiast czytać?

Zasubskrybuj kanał YouTube

W odpowiedzi na “Czy naprawdę potrzebujemy jeszcze WIĘCEJ zrobić?”

W koncu ktos to powiedział głosno ! Super artykuł ! :)
wszędzie poradniki jak żyć… do tej pory ludzie sobie radzili, ale nagle wszyscy wszystkim prawią morały.
Wiedzą lepiej niż ja, nazywając się ekspertami pomimo swojego czasem braku doświadczenia, bądź wiedzy (sic!) w danym temacie (np suplementy diety)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *