Czy minimalizm sprawił, że poczułam się lepiej?

Pewnie teraz pomyślisz, że już wszyscy epatują tym nudnym minimalizmem i Kopczyńskiej również odwaliło. Po części się zgodzę. Zarówno z tym, że jest to, ostatnimi czasy, temat bardzo modny i medialny, jak i z tym, że mi odwaliło. Częsta przypadłość ekstrawertyków z niepohamowanym wariactwem w duszy. ;-)

minimalizm Aga Kopczyńska

Dla jasności, minimalizm to dla mnie NIE: skandynawskie, „czyste” wnętrza, liczenie sztuk odzieży czy garnków. To nawet nie porządek w domu. To po prostu uproszczenie sobie życia tam, gdzie je niepotrzebnie komplikujemy. Chyba się starzeję, bo właśnie taką potrzebę odczuwam już od dłuższego czasu i postanowiłam za nią pójść.

Dlaczego minimalizm?

Już od pewnego czasu nieświadomie wdrażałam pewne minimalistyczne rozwiązania: czy to w kuchni, czy w łazience, czy tez w innych pomieszczeniach i sferach życia. Jednak na bardziej radykalne zmiany zdecydowałam się pod wpływem lektury kilku książek o minimalizmie oraz w wyniku pewnych wydarzeń, które miały ostatnio miejsce.

W naszej rodzinie pojawił się problem zdrowotny, który trochę zrewidował nasze priorytety. Okazało się, że to, co ważne, jest zupełnie gdzie indziej niż nam się wydawało. Uproszczenie sobie życia stało się naszym priorytetem i realną potrzebą. Do tego jesteśmy tuz przed przeprowadzką, a każdy entuzjasta minimalizmu wie, że to idealna okazja to pewnych cięć i zmiany perspektywy.

Dla jasności: nie jestem zupełną nowicjuszką. Pewne minimalistyczne zmiany wprowadzam już od dawna, ale działo się to bardziej intuicyjnie niż metodycznie. Po prostu szłam za swoimi potrzebami i, jak się okazało, realizowałam postulaty z minimalistycznych poradników. Kilka publikacji bardzo usystematyzowało moją wiedzę i pomogło mi poradzić sobie z pewnymi trudnościami.

Książki o minimalizmie

Jakiś czas temu pytałam na moim Fanpage’u o polecane książki na temat sztuki minimalizmu. W odpowiedziach pojawiły się różne, ciekawe rekomendacje. Były wśród nich zarówno poradniki, jak i lektury nieco bardziej odnoszące się do kwestii kulturowo-społecznych. Cenię sobie zarówno te pierwsze, jak i drugie i na pewno będę zdawała relacje z wrażeń z moich lektur w tym temacie. Tymczasem zachęcam do lektury pierwszego wpisu: książki o minimalizmie.

Jeśli znasz jeszcze jakieś ciekawe książki w tym temacie to dawaj znać. Szczególnie mile widziane mniej znane tytuły, zajmujące się tematem nieco szerzej i mniej przewidywalnie.

książki o minimalizmie

Minimalizm: od czego zacząć

Nie, nie zamierzam się wymądrzać w temacie minimalizmu. Napiszę Ci, jak było u mnie i co stało się moim dobrym początkiem zmian.

Dzięki wspomnianym publikacjom dowiedziałam się przede wszystkim, że zacząć można od dowolnego miejsca, a więc od dowolnej półki czy szuflady. Tak też zrobiłam. Na codziennej liście zadań miałam punkt: „minimalistyczny kipisz” i codziennie starałam się robić mały kroczek do przodu. Efekty, już po kilku tygodniach, były zadziwiająco pozytywne.

Jestem jednak osobą, która potrzebuje inspiracji z zewnątrz więc równocześnie z drobnymi pracami nad szufladami zaczęłam od czytania książek o minimalizmie, bo to mój sprawdzony sposób na okiełznanie jakiegokolwiek tematu. Żeby nie było: książek już nie kupowałam, a przede wszystkim pożyczałam (głównie z biblioteki).

Następnie zaczęłam uszczuplać zasoby mojej domowej biblioteczki, co przyszło mi chyba z największym trudem, bo jestem bibliofilką i książki jednak miały w moim domu zagwarantowaną nietykalność osobistą. Już nie mają. Przynajmniej nie tak, jak kiedyś.

Następnie kolej przyszła na naczynia, ubrania, zabawki z pokoju dziecięcego i co najważniejsze: stare dokumenty i materiały do zajęć czy szkoleń, które zalegały „ku pamięci” i z przekonaniem, że może kiedyś się przydadzą. Spojrzałam prawdzie w oczy i wyrzuciłam ich ogromne ilości. Jeszcze zostało mi trochę do przejrzenia, ale to już naprawdę kropla w morzu. Kolejnym krokiem będzie digitalizowanie niektórych pamiątek, dokumentów i materiałów.

Kiedy tak zobaczyłam, jak w moim domu pojawiają się puste (czyt. wolne) przestrzenie, poczułam się wspaniale. Tak, jakbym zrzuciła z siebie jakiś balast, niepokój i zbędne problemy. Naprawdę. Możesz wierzyć albo nie, ale to naprawdę działa. Uporządkowanie otoczenia, już na początku tej drogi, bardzo pozytywnie wpłynęło na moje samopoczucie.

Mieszkanie minimalisty?

Do minimalistycznego mieszkania jeszcze nam daleko, a to dlatego, że za miesiąc przeprowadzka, więc chwilowo musimy pogodzić się z lekkim bałaganem.

Niemniej mam już wizję tego, jak chcemy żyć w nowym miejscu i czego ma tam nie być. To bardzo dużo. Od dawien dawna nie mamy dywanów, firan i innych zbędnych elementów, które moim zdaniem utrudniają tylko sprzątanie, ale nadchodzą kolejne zmiany. Cieszę się z nich jak dziecko z nowej zabawki. Z pewnością ograniczymy ilość mebli i zostawimy tylko to, czego naprawdę używamy. Oczywiście nie twierdzę, że takie decyzje łatwo podejmować. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że rezygnuje się np. z mebli, w które kiedyś zainwestowało się środki finansowe (nie zawsze w przemyślany sposób). Jednak podjęcie pewnych decyzji daje mimo wszystko poczucie uwolnienia się od trudnych tematów.

minimalistyczne wnętrze

Minimalizm od kuchni

W kuchni minimalizm praktykuję już od jakiegoś czasu. Nie wyrzucam jedzenia, często gotuję z resztek z poprzedniego dnia, bazuję na prostych składnikach, o których dostępność dbam w dość zorganizowany i planowy sposób. Szukałam jednak więcej inspiracji, aby dalej móc skutecznie moje gotowanie upraszczać. Świadomie zawężam ilość produktów, których używam w mojej kuchni, dbając jednocześnie o urozmaicenie żywienia. Wbrew pozorom to możliwe.

Takie podejście z pewnością pozwala mi uniknąć sytuacji, które były kiedyś moją zmorą:

  • znajdowanie przeterminowanych produktów,
  • emocjonalne zakupy produktów spożywczych, z którymi finalnie nie wiedziałam co zrobić,
  • konieczność jedzenia tego, co nie do końca mi smakuje, bo zrobiłam zapas i szkoda wyrzucić.

minimalizm w kuchni

Znany minimalista i bloger, Leo Babauta, którego książkę miałam okazję niedawno przeczytać, wskazuje na fakt, że weganizm czy dieta choćby w większej części roślinna jako taka są dość spójne z filozofią minimalizmu. Zauważam to każdego dnia i stwierdzam, że w wielu względach te dwie filozofie mogą ze sobą bardzo dobrze rezonować. Nie ukrywam, że to też daje mi dużą radość. Jak u dziecka. ;-)

Minimalistyczna szafa

Nigdy specjalnie nie zajmowałam się doborem garderoby. Odzież wybierałam spontanicznie i bez większego namysłu. Nie jestem estetką, a ubrania musiały mieć dla mnie przede wszystkim walor funkcjonalności i wygody. I mimo, że nosiłam tylko wybrane ubrania, które spełniały ten warunek, to w mojej niewielkiej szafie dalej zalegały rzeczy, których nie nosiłam. Niedawno je zupełnie usunęłam i kiedy pojawiło się światło między poszczególnymi rzeczami, zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Poszukiwania konkretnych elementów nigdy nie zajmowały mi jakoś dużo czasu, bo mieściłam się w jednej, niedużej szafie, ale teraz to już jest poezja.

Nauczyłam się też, że warto przemyśleć zakupy bardzo dokładnie. Nigdy nie przepadałam za chodzeniem po sklepach i przymierzaniem. Teraz, jeśli muszę coś kupić, korzystam ze sprzedaży internetowej. Zamawiam kilka produktów, przymierzam je, dokładnie oglądam i niektóre odsyłam, jeśli nie leżą idealnie tak, jakbym chciała.

Może zabrzmi to dla Ciebie śmiesznie, ale kiedyś miałam jakąś wewnętrzną blokadę i niewiele kupowałam przez Internet, bo… bałam się odsyłania produktów. Nie pytaj dlaczego, bo nie mam pojęcia. Teraz daję sobie kilka dni na zastanowienie się nad zakupem i odsyłam wszystko to, do czego nie mam absolutnie stuprocentowego przekonania i entuzjazmu. Nie ma taryfy ulgowej. Tylko 100% poczucia, że chcę i potrzebuje uprawnia mnie do pozostawienia nabytku w szafie.

Efekt jest taki, że ostatnio ogołociłam szafę z tego, czego nie noszę, kupiłam sobie kilka rzeczy, w których chodzę non stop, bo je po prostu uwielbiam. Są lepszej jakości, są bardzo wygodne, a przy tym nie mechacą się po kilku praniach. I wcale nie mam potrzeby kupować niczego innego.

minimalistyczna szafa

Minimalizm kosmetyczny

Jeśli chodzi o makijaż i pielęgnację ciała to od dawien dawna jestem minimalistką. Używam regularnie tylko kilku produktów. Problem w tym, że czasem kupowałam rzeczy, co do których miałam przekonanie, że będę je używać. Życie pokazało jednak co innego. Uporządkowałam więc wszystko, co mam i powzięłam postanowienie, że dopóki nie zużyję wszystkiego, nie kupuję nic innego. Od około 2 miesięcy jestem bardzo wytrwała i jestem z tego dumna.

Oczywiście zależy mi na tym, aby kupowane przeze mnie kosmetyki były wegańskie. I do tej pory zwykle udawało mi się unikać tych niewegańskich. Wpadki mogę policzyć na palcach jednej ręki. Niestety, jak się okazuje, deklaracje firm, a faktycznie to, czy ich produkty są cruelty free, to już zupełnie inna kwestia. Niedawno dołączyłam do facebookowej grupy Kosmetyki bez okrucieństwa Cruelty Free/Vegan Cosmetics i muszę przyznać, że to kopalnia wiedzy i informacji na temat tego, które marki i kosmetyki są w tym względzie bezpieczne.

Powiesz pewnie: piszesz o minimalizmie, a spędzasz pewnie jeszcze więcej czasu na analizowaniu składów czy informacji o kosmetykach. Tak! Spędzam więcej czasu, więcej sprawdzam, a przez to mniej kupuję. Bardzo często okazuje się, że „wegański” kosmetyk, który już chciałam kupić, bo mi się kończył, wcale nie jest cruelty free. A po kilku dniach okazuje się czasem, że już w ogóle go nie potrzebuję i mogę żyć bez niego. Ot, taka magia! ;-)

Podsumowując

Minimalizm i jego orędownicy dostarczyli mi mnóstwa inspiracji. Wprowadzone zmiany poprawiają mi humor każdego dnia, upraszczają życie, a do tego pozwalają żyć oszczędniej. Myślę, że to dobra droga i nie zawaham się dalej korzystać z podpowiedzi minimalistów.

Myślałam kiedyś, że moje gotowanie nie może być już bardziej minimalistyczne, ale okazuje się, że jednak może.

Mam poczucie, że znalazłam rozwiązanie wielu moich dylematów i dużo praktycznych rozwiązań. Ale przede wszystkim: poczułam się po prostu lepiej.

Daj znać w komentarzu, jeśli bliski jest Ci temat minimalizmu. Kto i co inspiruje Cię najbardziej? Za warte polecenia książki, blogi i artykuły będę wdzięczna. Może akurat czegoś nie znam. Chętnie nadrobię!

Aga Kopczyńska

Aga Kopczyńska

Jestem dietetyczką i szkoleniowczynią. Zajmuję się propagowaniem zdrowych nawyków. Znajdziesz tu inspiracje zdrowotne, kulinarne i nie tylko.

Zasubskrybuj kanał YouTube AgaMaSmaka

Wolisz oglądać zamiast czytać?

Zasubskrybuj kanał YouTube

12 odpowiedzi na “Czy minimalizm sprawił, że poczułam się lepiej?”

Przede wszystkim dziękuję – po tym wpisie mam już definicję mojego minimalizmu (podobnie jak u Ciebie, wiem czym nie jest :)
Swój minimalizm przerabiam już od ponad roku. Najtrudniej było mi się rozstać z książkami, pozostałe dziedziny życia i mieszkania były jakoś łatwiejsze do przejścia. I chociaż wielu rzeczy (i zachowań) już się pozbyłam, nadal wiele pozostaje do naprawienia. Ale krok po kroku…

Fajne, życiowe podejście. :) Co do książek, to też czytałam Babautę, „Minimalizm po polsku” i jeszcze kilka, których tytułów nie pamiętam w tym momencie. Jestem w trakcie czytania „Im mniej, tym więcej”, w kolejce są kolejne – głównie polskie pozycje, bo jednak rzeczywistość amerykańska nie zawsze przekłada się na tę naszą. Robiłam też kilka podejść do książek Dominique Loreau, nawet je (niestety) kupiłam… Jakoś ta jej maniera i wszechwiedza mnie skutecznie zniechęcają po kolejnych kilku stronach i nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się dobrnąć do końca.

Gabika tu mój wpis o pierwszych książkach o minimalizmie. Widzę, że wrażenia nt. Loreau mamy podobne. Choć czytałam na forach wiele zachwytów nad jej książkami.
Czasem jednak warto przeczytać coś spoza naszego kręgu kulturowego, żeby zobaczyć, że… wcale tak bardzo się nie różnimy. Wszędzie tam, gdzie wtargnął nadmiar, okazuje się, że mamy podobne problemy i w podobny sposób możemy sobie z nimi radzić. Oczywiście czasem niuanse się różnią, ale tak naprawdę człowiek ma jednak podobne problemy i potrzeby – tylko różnie je realizuje. Potrzebujemy nie rzeczy, a poczucia bezpieczeństwa, relacji z innymi ludźmi, docenienia. I jak tego nie ma to najprościej jednak uzupełnić braki kupując coś. ;) Japończycy, Amerykanie, Europejczycy – wszyscy tak mamy z tego wynika. ;)

Właśnie chwilę później przeczytałam Twój wpis o książkach i aż się zaśmiałam z tego, co obie napisałyśmy o Loreau. :D Absolutnie masz rację i jako kulturoznawca jestem tego świadoma, jednak i tak wydaje mi się, że mentalnie bliżej nam do Japończyków niż do Amerykanów. Ale może to też kwestia gustu i preferencji literackich itd. ;) Poza tym odnoszę wrażenie – również po obejrzeniu filmu (chyba nazywał się „The Minimalist”), że jeżeli Amerykanie coś robią, to wręcz przesadnie i na maksa – czy to minimalizm, czy konsumpcjonizm. Brak mi w tym jakieś harmonii, równowagi.

No to teraz ja też się zaśmiałam… Przeczytałam Twój komentarz na szybko w ten sposób: „Absolutnie masz rację jako kulturoznawca”. I myślę: u licha, skąd ona wie, że z drugiego wykształcenia jestem też kulturoznawcą. ;-) haha!
A teraz do rzeczy: myślę, że Stany są na tyle „rozciągnięte” (nie tylko terytorialnie, ale i mentalnie), że nie można wrzucać żyjących tam ludzi do jednego worka. Z tą przesadą to oczywiście się zgadzam, ale w kontekście przekazu popkulturowego (tu w znaczeniu: wizerunkowego). Bo jednak to, co widzimy my – europejczycy, to nie jest prawdziwe amerykańskie życie. A czym jest prawdziwe amerykańskie życie? W każdej części Stanów z pewnością czym innym. Co do Japonii – nie wiem, czy jest nam bliżej. Optowałabym, że jednak bardzo daleko. Ale to moje przeczucie odnosi się raczej do tego, co czytałam i oglądałam o Japonii wcześniej. Aktualnie (tak jak napisałam w poprzednim komentarzu) myślę, że wszystkie kraje rozwinięte i rozwijające się toną w konsumpcji. A film z chęcią obejrzę. Uściski!

Aga dziekuje za ten wpis. Przypomniałaś mi że kiedyś zaczęłam tę ścieżkę minimalizmu pod wpływem lektury „magia sprzątania”. Niestety był to słomiany zapał… Mam do Ciebie jednak praktyczne pytanie – co robisz rzeczami których sie chcesz pozbyć? chodzi mi głównie o ubrania i książki. Ja nie mam problemu by sie ich pozbyć, ale musze wiedziec że komus jeszcze posłużą bo nie lubię wyrzucać rzeczy tak do kosza. Z drugiej strony nie chcę inwestowac czasu w sprzedawanie ich czy tym podobne. Najcheteniej spakowalabym i zawiozła gdzieś gdzie będą użyteczne – pytanie tylko gdzie?

Dominiko, cieszę się, że uderzyłam w stół i odezwały się nożyce. ;) Przypomnienia są dobre. Ja dopiero za drugim podejściem do tematu jakoś bardziej się zaangażowałam. Czasem człowiek musi znaleźć w sobie gotowość do pewnych rzeczy. A czasem po prostu nie znajduje tej gotowości, bo są ważniejsze kwestie. Nic w tym złego.
Co do Twojego pytania: różnie. W sprzedawaniu nie jestem dobra. Zwykle proponuję różne rzeczy rodzinie, przyjaciołom i znajomym. Dotyczy to głównie książek, ubrań (głównie dziecięcych). Ostatnio w minimalizowaniu wszystkiego pomaga mi też bardzo moja teściowa. Rzeczy, dla których nie potrafię znaleźć zastosowania u mnie na miejscu, wysyłam do niej i ona znajduje w swoich okolicach osoby potrzebujące, którym może się to przydać. Z niektórymi rzeczami też czasem robiłam tak, że po prostu je kładłam pod śmietnikiem na osiedlu. Od razu znikały. Jeśli żadna z opcji do Ciebie nie przemawia to może warto w okolicy poszukać jakichś organizacji dobroczynnych, które przyjmują np. ubrania. Aha i jeszcze w temacie książek: u mnie w mieście okazało się, że też są punkty, w których można po prostu zostawić książki. Trochę ich szukałam, ale okazało się, że nawet u nas są. Pozdrawiam ciepło i powodzenia!

Książki można zostawić albo we wspomnianych miejskich wymienialniach. Czasami w kawiarniach są specjalne półki. Albo po prostu w bibliotece. Na ogół wszystko chętnie przyjmują bo mają małe fundusze. A myślę że książki, które Wy macie do oddania będą interesujące dla bibliotek.

O! Jeszcze mi się przypomniała jedna książka, dla mnie bardzo inspirująca. Chodzi o „Mniej” Marty Sapały. A po książce czytam bloga, który pisała w czasie powstawania książki – http://nie-kupuje-tego.blogspot.de/. Mimo że nie ze wszystkim się zgadzam, to bardzo polecam. :) Świetnie się czytało, choć pojawiały się głosy, gdzie styl pisania p. Marty niektórych drażnił.
No i im więcej czytam i wgłębiam się w temat minimalizmu, to stwierdzam, że to podejście jest dla mnie bardzo naturalne. Gubi mnie słabość do książek, szczególnie tych kulinarnych. Ale mam nadzieję, że zapanuję nad tym.
Co do Ameryki i Japonii, to też moje subiektywne odczucia po styczności z nimi podczas pracy w Niemczech czy wolontariatu w Bośni i Serbii (tutaj: z Amerykanami) oraz wrażeń moich bliskich, którzy studiowali bądź pracowali zarówno z Japończykami, jak i Amerykanami. Ale tak jak mówisz – nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. :)
Ściskam!

Gabika, dzięki za polecenie książki. Mam ją na swojej liście, tj. mam ją pożyczyć od koleżanki, jak w końcu się zobaczymy. Przeczytam ją z wielką przyjemnością, bo z opisu wydaje się również być ciekawa. Na pewno dam znać o moich wrażeniach na blogu. Cudnego tygodnia!

Właśnie dzisiaj odjedzie ode mnie kontener po porządkach , długo zastanawiałam się co zrobić z bezużytecznymi rzeczami . Cześć jeszcze dobrych przekazałam tym , którzy skorzystają . Ale i tak ilość worków i pudeł z tak różną zawartością nieźle mnie przeraził, zwłaszcza , ze ustawiałam je w jednym pomieszczeniu i planowałam systematycznie wynosić .Wczesniej Długo trwało przeglądanie szaf, szafek , szuflad , schowków (z zapasem kołder , poduszek..i różnej maści „przydasiów”) – ale decyzja o wywozie zapadła szybko i teraz lepiej mi się oddycha w domu …zdecydowanie lepiej! Może napiszę książkę jak to u mnie jest :) Serdecznie pozdrawiam Dorota

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *